Oczywiście Ktosiu nie kupił mi oscypka... za to przywiózł od matki pół! słoika miodu, bo wspomniałam, że muszę kupić jakiś dobry.
Drugie oczywiście, że jego matka gdy tylko wsiadł do busa do Krakowa zaczęła do mnie wydzwaniać. Najpierw odebrałam, ale coś majaczyła, tak jakby połączyła się przypadkiem. Potem znów telefon od niej. Nie odezwałam się, a ona komentowała, że jakieś radio u mnie gra, itp... Potem już mi się nie chciało z nią bawić, wyłączyłam dzwonek w telefonie i włączyłam pocztę głosową.
Ktosiu jak zwykle jak wróci od swojej rodzinki to jest nakręcony jakby był na haju... W zlewie stały dwa talerze, po Filipowych naleśnikach i po moich zapiekankach i się czepił tych talerzy, bo kto u mnie był???!!! Tak się wkurzyłam, że nawrzeszczałam na niego, żeby pilnował sam siebie, że w ogóle po cholerę wrócił, mógł się jeszcze trzymać mamusinej spódnicy, itp.
No bo k...a jak by był cały zlew to by się wziął za mycie! Ale jak Karolinka mimo bolącego płuca posprzątała na błysk całe mieszkanie to i dwa talerze muszą przeszkadzać!
No i wiadomości z 'wielkiego świata" a raczej podpowiedzi mamusi kochanej dla ukochanego synka-
1.mamy nikogo nie zapraszać na ślub!!! No i problem gdzie dzieci na ten czas ODDAMY!- ręce mi opadły.
2.za dużo wydajemy pieniędzy- głupek się pewnie pochwalił, że kupiliśmy lodówkę!
3.Filip poprosił nas o strój Batmana na zabawę karnawałową w przedszkolu, 40 zł to majątek- nie możemy sobie na taki luksus pozwolić! A jeszcze miesiąc temu kupił młodemu bez konsultacji ze mną zabawkę za 135 zł!
4.wielki problem bo jego siostra nie zostanie chrzesną naszego dziecka, bo jest w ciąży i ma termin na tydzień wcześniej!
5.nie pojedzie chyba do pracy bo ma za dużo rzeczy do zabrania :)
No i jeszcze wiele wiele mniejszych i większych głupot o których pamiętam lub już zapomniałam...
Skończyło się na tym, że musiał sobie sam wziąć kolację i sam pójść spać. Byłam taka wnerwiona, że bał się nawet włączyć telewizor.
Rano jazda bo nie ma kiełbasy w domu :) I weź mu tu znajdź sklep w niedzielę rano czynny z kiełbasą! Hehe... A nie zrobiłam zakupów bo po tym sprzątaniu byłam tak zmęczona, że nie dałam już rady. Tym bardziej on jechał w góry z nastawieniem, że coś przywiezie, bo rodzice mieli bić świniaka... To przecież jemu część się należy, bo to prosię kupione za jego kasę jeszcze :) No to dostał ujedzony słoik miodu :)
Napisałam mu kartkę co ma kupić... I wiecie... prawie wszystko co kupił to zjadł na to śniadanie... SAM! Mamusia chyba jeść mu nie dawała, bo wieczorem garnek kwaśnicy z golonką wpierdzielił!!
Tak więc cały dzień się do siebie nie odzywaliśmy. On się zbuntował totalnie i siedział cały dzień przed TV, nawet garów nie pomył po swoim śniadaniu, co zrobiłam z wielkim nerwem ja. Po obiedzie stwierdziłam, że pierniczę i zrobię taki burdel w domu, że będziemy się potykać. Oczywiście mi się udało :) W Sylwestra on poszedł spać o 20ej, a ja sobie jeszcze telewizję pooglądałam.
O północy jak nas fajerwerki obudziły nawet nie wstaliśmy ze swoich łóżek...
W Nowy Rok zaczęło się płaszczenie, bo wiedział, że są imieniny dziadka, prezent kupiony i normalne, że chciałby się na imprezę załapać... Postanowiłam sobie, że go nie wezmę... ale widziałam Filipa minę i w końcu zmieniłam zdanie. Ale się jeszcze odpłacę... planuję sobie zafundować jakąś wycieczkę... całkowicie SOLO!
Zadowolony jak cholera był, bo pozwoliłam mu odprowadzić auto i wypić kilka kieliszków z moim chrzestnym i mężem specyficznej kuzynki.
Po imprezce była taka fajna pogoda, cieplutko, że namówił mnie, żebyśmy jeszcze z szampanem wpadli do moich rodziców. I też tak się stało... W drodze powrotnej Filip namówił nas na hot dogi... Jedliśmy je na przystanku autobusowym :)
Mody cudowny był całego 1 stycznia 2007go :) Bawił się nawet z nienawidzoną Klaudią, moja chrześnica była tą dużą fajną dziewczyną, siadł przy stole i ładnie jadł pierogi. Przytulał się do każdego, opowiadał różności i pierwszy raz nie ciągnął nas do domu... No chociaż powrót na piechotę ponad dwóch km mu nie całkiem pasował...