Mimo wszystko mieliśmy fajną niedzielę.
Pojechaliśmy do ciotki na rogaliki drożdżowe... prosto z piekarnika. Chyba z 5 takich duuuzych zjadłam. Ktosiu twierdzi, że z osiem :) Ciotka panikowała, że ta baba odkręci kota ogonem i bedzie nasza wina... Ech... ale cóż można zrobić. Może powinnam iść do pani prawnik i się poradzic? Może jakby pójść na policję z jakimiś paragrafami to inaczej by z nami gadali?
A może po prostu nie ulegać panice?
W końcu Ktosiowi się nic nie stało, a naszym najmocniejszym argumentem jest auto. Ktosiu właśnie pojechał do PZU na "obdukcję". Ciekawe na ile wycenią szkody.
Po wizycie u ciotki, gdzie się osłuchalismy jacy ludzie są chamscy i że niewinność Ktosia nic sie nia ma do sprawy(głowy nabite negatywną energią na maxa) pojechaliśmy gratem na zakupy. Przypomniały mi się czasy bycia z eks mężem. Zawsze jeździliśmy jakimiś wynalazkami które były zazwyczaj w moim wieku lub nawet starsze ;)... często ubłoconymi. W różnych kolorach tęczy, a rdza obca nam nie była :) Dym z rury wydechowej też :) He he...
Ale dojechaliśmy.
Mieliśmy zobaczyć tylko szafkę na Kubusiowe ubranka.. i kupić MASŁO I PAPIER TOALETOWY!
Przy kasie bałam się, że zabraknie mi pieniędzy... Bo przy okazji do wózka wpadło nam żelazko, bo zamarzyło mi się ciężkie, porządne i z dużą mocą, potem szlafrok Ktosiu mi kazał mierzyć... był taki milusi, że uległam (jesssuu ceny szlafroków są porażające!), w następnej alejce wpadł nam komplet kieliszków do likieru ew wódki na stojaku chromowanym, potem jakiś rondelek, oczywiście musiał być smok dla Filipa, masło i kilka już drobniejszych rzeczy...
Ktosiu z młodym poszli jeszcze mój portfel z drobniaków oczyścić w salonie gier... a ja wziełam ostatni papierek i wlazłam obok do akwarystycznego.
Kupiłam dwie parki gupików "z importu". Są cudowne! Jeden błękitny, z lekkim granatem na brzuszku, a drugi taki bardziej morski.
Ciekawe czy nam się utrzymają... Bo ostatnio gupiki choć najłatwiejsze w hodowli zdychają nam na potęgę. I nie wiem czy coś z wodą jest nie tak... czy może rośliny nie takie... No w cholerę dwoję się i troję a one i tak sobie zdychają.
Podejrzewam też dwie welonki, że zamęczają je.
Ale rano napisałam do chrześnicy mojej sms'a, czy chce kulę z rybkami, bo chętnie pozbędę się dwóch terrorystek.
Po południu zadzwonię do ciotki i się zapytam czy mam kompletować wyprawkę dla tych NIBY łagodnych rybek ;)
Wieczorem mieliśmy ostatkowych gości. Nawet spróbowałam likieru który Ktosiu mi w Walentynkowym prezencie przywiózł... do prezentu był też kubek, ale MASAKRA!
Ktosiu w markecie wodził oczami i nie mógł uwierzyć, że takie bajeranckie kubki można kupić za 3.99. Więc się go pytam ile on dał za ten mój prezent. Stwierdził tylko, że miałabym komplet tych marketowych :) Ale to by się zgadzało... Kupił go w butiku z upominkami :)
P.S. Kubek wcale nie w moim guście... ale od NIEGO a to najważniejsze :)