kino i skarpeteczki słodkie :)
W końcu się wyrobiliśmy. Wybraliśmy do Radomia. Filip miał radochę z samej jazdy autobusem. Kiedy zobaczył kino zaświeciły mu się oczy i taki tekst rzucił "no maluszku, chodź do tatusia, ha ha ha" :)
Kupiliśmy bilety, usiedliśmy w holu przy stoliku, żebym zrobiła sobie porządek w torebce i wyciszyła telefon. Młodego nosiło. W końcu weszliśmy na salę. Oczekiwanie.
"Smocze wzgórze"- hmmm... nic szczególnego, nie wciągnęło mnie, więc się wyłączyłam, Kubuś tańczył mi w brzuchu, coraz mniej śpi, a silny jest, że ho ho!
Wczoraj poszłam wcześniej spać to standartowo około północy było przekręcanie się. Ech... nie mogę się doczekać aż go przytulę, wymęczę swoją miłością :)
Po kinie miałam Filipa zabrać do MacDonalda, ale sypał taki śnieg, więc wersja skrócona pod tytułem hot dogi i frytki, ale młody nie... On nie chce jeść, on chce miecz... Ganialiśmy po sklepach za świecącym mieczem. Nigdzie nie było, więc na autobus.
Kiszki mi marsza grały :)
Młody też w autobusie powiedział mi w tajemnicy, że burczy mu w brzuszku. Wskoczyliśmy do sklepu po mrożone pyzy i szybko do domu. W butach nastawiałam garnek z wodą, żeby było szybciej.
Fajnie było, ale myślę, że Pajęczyna Charlotty była by lepsza!!!
Widzieliśmy zwiastun Shreka 3! Musimy na to pojechać całą rodzinką. Ciekawa jestem kiedy premiera :)
Wieczorkiem musiałam jeszcze na pocztę skoczyć i zakupiłam takie śliczne maleńskie skarpetki... Oczywiście ręka najpierw sięgnęła po różowe a potem dopiero po niebieskie.
Ja nie wiem co ja mam z tym różowym. Nie mogę się doczekać kolejnego USG, żeby znów zobaczyć Kubusiowego sisiolka i się przekonać, że to niezmiennie SYN!