o sobie
Stuknęło mi 26 latek. Impreza na 3 osoby. Taka ofiara ze mnie losu, że nie miałam kogo zaprosić do swojej pary! Kilka butelek wina, pizza i poszłam spać o 23ej.
Chciałabym to zmienić. Zawzięłam się ostro, że chcę kogoś poznać. W ciągu dwóch lat wyjść za mąż, do 30tki urodzić dwójkę dzieci....
26 to jakaś magiczna liczba... Bo przeglądam się w lusterku... Nie mam ani jednej zmarszczki, wyglądam 100 razy lepiej niż rok temu, szczupła twarz... ładne oczy... koniec z czarnymi ubraniami... Bardziej wesoła, bardziej pewna siebie.... a jednach strach w oczach.... Czuję jak czas przecieka mi przez palce.... Mam 26 lat a nic nie osiągnełam....
Tak. Tak! Jestem młodą śliczną dziewczyną, mam cudowne dziecko i życie stoi przede mną otworem! Ciągle to słyszę! A gdzie mój książę na czarnym rumaku?! Gdzie poczucie spełnienia...?!
Boję się. Nie chcę być sama!!!!
A facetów brak!
Albo fleje, albo żonaci, albo nieudacznicy, albo narcyzy!
Z G już nic nie będzie, bo mi nie wierzy, że pół roku żyję bez sex'u! Serio! Jak mam wolną chatę to pewnie co noc powinnam kogoś gościć!
I nie wierzy, że nie mam z kim iść nawet na spacer.... Bo dla kogo chodzę do fryzjera?!
To, że od 15 roku życia farbuję włosy go nie przekonuje...
Takie życie....