dylematy
A od wczoraj mamy z Ktosiem ochłodzone stosunki.
W maju po zaręczynach rozmawialiśmy, że fajnie, żeby nasze dziecko urodziło się właśnie w maju... I ze względu na to, że ja jestem majowa i ze względu na moje zdrowie...
I teraz jest właśnie TEN czas.
Piłujemy ten temat każdego tygodnia. Mam już dość.
Czasem nawet myślę o rozstaniu. Bo ja nie chcę się zmuszać a Ktosiu w ogóle nie rozumie.
Dla niego ślub to formalność a dziecko po prostu mu się należy. Nie jestem gówniarą i z dwójką dzieci sobie dam radę.
No taaaa...
Tak więc wysyłamy sobie sms'y typu "miłego dnia" i "wzajemnie".
Czasem czuję się strasznie zagubiona i na prawdę nie wiem co byłoby dla mnie dobre a co złe... Bo przecież zawsze marzyłam o pełnej rodzinie... o drugim dziecku....
Boję się też o Filipa... Bo ostatnio młody otwarcie mówi, że nie lubi Ktosia, bo Ktosiu od jakiegoś czasu coraz mniej się z małym bawi, mniej rozmawia, mniej myśli. Przechodzi obojętnie...
Zapytałam się dlaczego tak robi, to odpowiedział "Filip ma swojego ojca"... To mi ręce opadły.