wesele
Filip w Kosciele w najważniejszym momencie "to jest zły pomysł, bardzo zły pomysł, spadam stąd!"...
Wszelkie oczy na nas :)
Potem były straszne fochy póki nie zobaczył ślicznej dziewczynki... i zaczął ją podrywać... Musiałam z nim tańczyć bo chciał być blisko niej a potem sam ją wziął za rączki :) Trzy godziny się fajnie bawili.
Wesele oki :) Miało być 100 osób a w końcu 62. Tak więc takie większe przyjęcie a nie weselicho. Restauracja elegancka, kelnerki uczynne, jedzonko pychota, tylko 5 godzin miedzy daniami ciepłymi to troszkę za dużo. No i jako była kelnerka też kilka wad widziałam. Talerze po pieczonych mięsach stały na stołach przez godzinę :/ U nas w zespole takie coś nie mogło mieć miejsca.
Muzyka też fajna, ale...
Z naszej strony mieliśmy tylko ciotkę i wujka, którzy raczej przy stole siedzieli... więc tak trochę głupio było.
Ja za bardzo do tańczenia to nie jestem, a Ktosiu na dodatek prowadzi w drugą stronę, nie po wskazówkach zegara tylko odwrotnie i za cholerę nie mogłam tego załapać.
Po 22ej przyczepił się do mnie jakiś gość, on już lepiej potrafił mnie poprowadzić, ale był z lekka pijany i takie mi obroty fundował, że momentami nie wiedziałam gdzie jestem ;) Ciagle pytał czy mąż nie będzie zazdrosny i coraz bardziej mnie ściskał. Uciekłam do Ktosia i poszliśmy na spacerek.
Może głupio zrobiliśmy, ale stwierdziliśmy, że nie dotrwamy do oczepin i pojechaliśmy nad jezioro się wykąpać, uwielbiam się kochać w deszczu :) a potem domek...
Ale na prawdę mało ludzi na parkiecie, a przy stołach sami siebie musieliśmy zabawiać.
Tylko rozpadał się deszcz i mam wyrzuty sumienia, że cioci nie zawieźliśmy do domu...
Było miło, ale głupota, żeby wesele robić o 15ej.
A i cała rodzinka się spodziewa u nas góralskiego wesela. Oscypki, śliwowica, itp...
P.S. Jak się rozpłakałam to Ktosiu od razu stanął na baczność... Przyznał się do swojej głupoty i obiecał poprawę. Tylko dlatego pojechaliśmy na to wesele...