Ze dwa tygodnie temu Ktosiu błysnął, że ma zamiar po Nowym Roku wziąć sobie kilka dni urlopu, żeby po prostu z nami pobyć, odpocząć :) Ja przeanalizowałam sprawę i stwierdziłam, że bardziej sensowne jest, żeby te kilka dni wziął przed świętami, czyli urlop od dzisiaj, no bo i tak musi w środę wrócić na przyjmowanie obrazu świętego, a na dodatek jest dużo roboty przed świętami i fajnie by było jakby mi pomógł, albo chociaż zdjął ze mnie Jakuba.
Ale... Były wielkie pretensje- bo ON MUSI jechać do pracy, bo MUSI porozmawiać z kierownikiem, ktoś mu jakieś pieniądze może odda, a w środę mają spotkanie opłatkowe i może dostanie jakiś bon albo paczkę, a z resztą najważniejsza sprawa- na takich zebraniach będzie podsumowanie roku przez firmę, będą omawiane wyniki i plany na przyszły rok, a on musi wiedzieć, czy warto zostać, czy już szukać innej pracy.
Ogólnie- ja nie pracuję, więc się nie znam :P Poddałam się z zamiarem szukania pracy. Bo też chce mieć na wszystko wymówkę.
Dlaczego nie pomyte naczynia- bo chodzę do pracy
Dlaczego ciasta nie upiekłaś- bo jestem zmęczona po pracy. W
końcu nawet będę miała wymówkę na zły humor albo brak zainteresowania jego rozporkiem, bo że dzieci dają mi w dupę to luzzz, ale jak powiem- mam kłopoty w pracy a ty się czepiasz- to podziała na pewno, no bo PRACA :)
A w ten weekend doszła kolejna kropelka, ktoś z Warszawy chce kupić nasz wózek- Jakubowi ciasno w Cosmo i trzeba kupić inną zimową spacerówkę na dużych kołach. Luźniejszą. No i Ktosiu, żeby pojechać autem, zaproponował, że weźmie tym ludziom ten wózek i prędzej wróci w środę, a raczej dłużej będzie mógł zostać na tym spotkaniu opłatkowym. Wróci z kasą to pojedziemy od razu coś kupić. Dobra. Nawet się ucieszyłam, szybciej wróci, a że między nami ostatnio było kwitnąco, to na prawdę mi się za nim tęskni.
I pojechał przed piątą, z opłakanym przeze mnie wózkiem. Została nadzieja, że w końcu chyba będę miała normalne święta bez kłótni, rozstań, cichych dni- bo nawet przy mnie rozmawiał z siostrą, że na święta zostajemy w domu, że może na ferie przyjedziemy do nich i żeby odwiedziła w święta rodziców bo może być im przykro :) Wow- pomyślałam, że mój facet w końcu dorósł do bycia tatą, no i prawie mężem.
Ta... tak kolorowo być nie może :) Ledwie dojechał do Konstancina to zadzwonił, że jedzie do mamusi bo ma pogrzeb ciotki. I w dupie spotkania opłatkowe, w dupie praca taka ważna, w dupie wózek co ludzie na niego czekają, w dupie wszystko :) Ale łaskawie wróci w środę :) Tak więc święta nie będą kolorowe, bo albo
1. nie będziemy się odzywać do siebie bo mi wściekłość nie przejdzie na pewno! A już na pewno nie będę piec ani gotować bo jak se chce pojeść to niech u mamusi zostanie. Ja pójdę do swojej. 2. on będzie stroić fochy bo nie pojechał do mamusi podoić cycunia i pogrzeb tej cioci przecież się nie powtórzy... a święta są co roku a nawet dwa razy do roku :) Nie ważne że to pierwsze święta z Jakubem.
Tak więc Święta Bożego Narodzenia oficjalnie mogę uznać za zjebane.
Od razu uprzedzę też upomnienia, że przecież to normalne, że chce pojechać na pogrzeb do swojej rodziny:
A więc może ja bym była bardziej wyrozumiała, gdyby nie on nawalał w wielu sytuacjach, bo on nigdy nie może wziąć urlopu gdy ja potrzebuję jego pomocy, bo PRACA, bo ZOBOWIĄZANIA:
- Jakub miał trzydniówkę, 40 stopni gorączki- poprosiłam, żeby przyjechał bo się po prostu BOJĘ- odpowiedź- dasz sobię radę, silna kobieta jesteś :) - zaginął mój dziadek- poprosiłam, żeby przyjechał- odpowiedź, przecież policja go szuka, a potem to już nawet telefonu nie odbierał bo spał :) -Jakub dostał skierowanie do szpitala na tą dziwną wysypkę- nie przyjadę bo mam beton, poczekaj dwa dni, przyjadę w sobotę to pojedziemy do szpitala- na szczęście dziecku samo przeszło. -Jakub chory, ja gorączka, 39,5.- nie mogę zostawić roboty, jakoś sobie dasz radę. -wakacje-chcę jechać do Trójmiasta, a że ja taki trochę cykor to potrzebuję jego KOPA, wiercę mu dziurę w brzuchu, opowiadam za i przeciw, a on podsumowuje, a szkoda urlopu, na zimę bym go zostawił, dłużej w święta posiedział w domu, no i auto takie nie pewne, nie wiadomo czy się nie zepsuje.
-do domu ma 96 km a do mamusi ponad 450
No w góry ani nie szkoda urlopu ani nie szkoda auta i w ogóle :)
No to WESOŁYCH ŚWIĄT KOCHANI!