Filip się śmieje jak mu opowiadam o fasolce. Przychodzi do mnie na kolana i pyta kiedy zobaczy brata (Kubuś ma się nazywać!), to mu tłumaczę jaki jest maleńki, i żebyśmy go zobaczyli to musimy poczekać do wiosny. Opowiadam, że najpierw spadną liście, będzie zimno, spadnie śnieg, będą święta i Mikołaj a jak będą pierwsze listki na drzewach to mama pójdzie do szpitala i urodzi brata (oj, żeby to była siostra!)...I że niedługo mama będzie miała duży brzusio i nie będzie może mogła Filipka brać na kolana.
Młodego interesuje wszystko, czy brzuch jak mi urośnie to czy będzie bolał, dlaczego małe dzieci nie mają zębów i kiedy mu urosną. A dziś rano stwierdził, że jak Kubuś będzie miał już zęby to da mu Mambę bo balonówę to połknie a Mambę można połykać i brzuszek nie będzie bolał.
Miłe to jak śmieje się w głos, jak opowiadam mu o smoczkach, mleku, kupkach, pampersach, itp.
A Ktosiu jest przerażony moimi mdłościami, osłabieniem... Całą sytuacją. Śmieję się z niego, że tak wymagał zajścia w ciążę a teraz jest w szoku. Przestrachany na maxa :) A dobrze mu!