ech...
Z takich jeszcze małych spraw... Cieszę się jak głupia i piorę jak głupia(wcześniej po prostu nie schło), bo wieczorem w poniedziałek kaloryfery w końcu zaczęły grzać :)
I mam taki mały problem. Sama nie wiem jaką decyzję podjąć.
Po mojej niezbyt miłej i jedynej wizycie u teściów ustaliliśmy z Ktosiem, czy to raczej ja mu oznajmiłam, że nie chcę kolejnego maminsynka w swoim życiu i niestety będzie musiał wybrać, czy mamusia czy ja. Ustaliliśmy, że będzie tam jeździł kiedy będzie musiał.
Zapowiedziałam, że ja tam w ogóle nie zamierzam jeździć, że nie będę mu utrudniać kontaktów i nasze ewentualne dziecko będzie mogło odwiedzać tamtych dziadków, ale nie bez przesady, że co miesiąc będą tam jeździć, bo ani nie chcę się rozstawać z dzieckiem, ani z mężem ani odczuwać tego finansowo.
I teraz Wszystkich Świętych. Najpierw Ktosiu oznajmił, że nie jedzie, bo tam ma kto dbać o groby. A jakiś tydzień temu stwierdził, że nie mogę mu zabronić jechać na groby swoich bliskich i że jedzie, ale wróci na weekend.
Zrobiło mi się bardzo przykro i zaznaczyłam, że jak jedzie z braćmi to niech z braćmi wróci, żadnego weekendu razem nie będzie, bo nie potrzebuję łaski i sama sobie zorganizuję ten czas.
Powoli mam dość tego związku.
Wałkowaliśmy ten temat kilka razy i stwierdziłam, że w sumie żałuję, że nie mieszkamy w NT bo ciekawe jak by on się czuł, jak ja bym sobie tak do mamusi jechała, a jego zostawiała w domu.
Wiem, że mogłabym z nim jechać. Nie ma problemu. Tylko, że cała jego rodzina ignoruje mnie. Siedziałabym w pokoju na górze, nikt by się do mnie nie odzywał a jedyne co mogłabym tam robić to siedzieć z Filipem i ogladać bajki na dvd, bo tam dwa programy tv.
Mogłabym też wynająć pokój w Zakopanem, pojechać z Ktosiem na cmentarz, ale nie oszukujmy się, o groby tu nie chodzi. Tylko o mamusię. Znowu będą awantury, że Polka ma więcej do gadania niż ona i że synek na tym traci, że rodziny nie odwiedza nawet w święta, itp...
I oznajmiłam Ktosiowi, że niech sobie jedzie, tylko żeby nie liczył, że ja to będę akceptować i siedzieć w domu. Każdy jego wyjazd będę w jakiś sposób celebrować. I może gdzieś też wyjadę.
Coś tam wspomniałam o G.
No i Ktosiu przecież musi być od niego lepszy... Teraz niby nie jedzie, bo ja jestem najważniejsza. W sobotę chce mnie zabrać na kolację i na noc do Kazimierza.
A to mnie jeszcze bardziej wkurza.