echhh
Czego ja chcę? Cichego ślubu cywilnego. My i świadowie, żebym była zabezpieczona prawnie, żeby w razie czego Ktosiu mógł decydować o moim i dziecka życiu/zdrowiu. A po urodzeniu na spokojnie Kościelny ( z eksem mieliśmy tylko cywilny)... Ale dla Ktosia jest to niemożliwe bo on wielki katolik...
Tak więc jak się uda to w ciągu 2 miesięcy zorganizujemy na wariata i obydwoje stwierdziliśmy, że to będzie dla nas najgorszy dzień w życiu. Bo obydwoje nie lubimy być na świeczniku, a ja nie mam po prostu weny, żeby za wszystkim ganiać kiedy on będzie w pracy... I tak ledwo żyję... Jak się nie uda do końca listopada to ja rezygnuję i ślub spadnie na dalszy plan. Najważniejsze będą dzieci. Z niemowlakiem też nie będzie mi w głowie ganianie za kiecką, restauracją itd...
P.s. tak sobie myślę, że to moje wszystko ANTY to przez burzę hormonów, bo przecież marzyłam nie tak dawno o księciu z bajki, ślubie i dziecku... Może niedługo przestanę widzieć wszystko w szarych kolorach.
A to sprawca wszelkich zmartwień ;) Jak zwykle z zamkniętymi oczami...