ale grzeją od soboty :)
Sobota minęła nam pracowicie a niedziela tak jak trzeba- Kościół, dobry obiadek i wsio dla dzieci :) Była i Fantazja i MacDonald.. i nawet o jakiś festyn zahaczyliśmy :) Ale było tak zimno, że oddaliśmy Wercię w ręce mamy i pobiegliśmy do domu...
Małż oczywiście w niedzielę mi się popsuł, tzn ogólnie był miły, prawił komplementy, nawet założyłam na jego życzenie jego ulubione dzinsy w których rozjeżdża mi się suwak... ale się rozchorował- efekt totalnych tropików w aucie i wyjścia na zimny deszcz... i był coraz mniej "zjadliwy"...Wieczorem miałam go już totalnie po dziurki w nosie...
Nie ma to jak chory facet... Wrrr...
P.S. Grzeją od wieczora sobotniego, więc idę robić pranie :)