ksiazka
Rozwaliła mnie kobieta, tłumaczę jej, że jak tylko przychodzi z przedszkola to zaglądam mu w plecak póki pamięta co ma zadane, wyjmuję mu niedojedzone drugie śniadanie, itd, więc niemożliwe, żeby przemycił tą książkę i wrzucił za regał, ona oczywiście, że książki w szafce nie ma, a oni mają zadane do domu czytać i żebym szukała tej książki, no to ja jej jeszcze raz, że to nie możliwe, dawałam cały komplet podpisany i przynosił do domu tylko ćwiczeniówki.
I pretensje do Filipa, wzięła go za rękę, żeby jeszcze w swojej szufladzie znalazł- Młody łzy w oczach, oczywiście książki tam nie było.
Dobrze, że Jakub uciął sobie dłuższą drzemkę, to przekopałam i przy okazji posprzątałam biurko i szafki Filipa. Książki nie ma. Jak trochę ochłonę to jeszcze w swoich gazetach popatrzę, bo przecież nigdy nie wiadomo, może przyniósł... rozpakowaliśmy i pod jakąś gazetą się schowała...
Tylko mi to jakoś kupy się nie trzyma bo on nigdy nie miał do domu zadane czytać. Owszem, ćwiczeniówki były. Cholera! Akurat szkolnych rzeczy pilnuję bardzo.
A język mnie nieźle świerzbił, bo kiedykolwiek nie pójdę do ich sali to tam jest po prostu ZOO, dzieciaki skaczą jak małpy a ona sobie w biureczku czegoś szuka, czy w takim bałaganie to nie może coś zginąć? Czy nie jest możliwe, że jakieś dziecko zawołane do domu nie wrzuciło do swojej szafki przypadkowej książki???
I jeszcze do mnie pretensje że Filip nie odrobił lekcji! Że co? i pokazuje mi ćwiczeniówkę do matematyki. No ciekawe jak miał odrobić jak przyniósł tylko zeszyt?! A ona, że to on nie wziął ćwiczeniówki specjalnie :) No rozwala mnie baba!
Może sobie po prostu kobieto nie dajesz rady z 20 dzieciaków?
Przecież taki 6 latek który zaczyna swoją szkolną karierę to potrzebuje trochę kontroli nad nim? Może przy wyjściu dziecka można by było sprawdzić, czy ma wszystko potrzebne?
No kurcze- katechetka potrafi jakoś to zorganizować, na lekcji jest spokój, w katechizmie zawsze zaznaczone strony które trzeba "odrobić"...
Ja po prostu nie wiem... a kolejnego kompletu za prawie 100 zł dla jednej książki to mi się nie uśmiecha kupować.
Z Ktosiem cisza. Podałam mu ten pieprzony numer konta. I od tamtej pory jak makiem zasiał... Wiecie- wątpliwego pochodzenia dziecko nas tak nie łączy jak moje konto.... Ja pierdolę... po prostu.