Jesteśmy z Filipem na zakupach.
Chcę kupić płyn do płukania tkanin, bez namysłu biorę swój ulubiony czarny Lenor... a on:
-carny i carny, czy ty nie widzisz innych kolorów?
-a jaki chcesz?
-może różowy, daj powąchać!... no może być!
Przed północą mama zawołała mnie przez balkon. Kamień z serca, łzy, ulga... Widziałam jak policja podjechała pod blok i pomagali mu wyjść z radiowozu... A że byłam centrum dowodząco-informującym musiałam wykonać kilka telefonów... z dobrą wiadomością. Na szczęście...
Ja wiem, że przyjdzie kiedyś taka chwila, że Dziadka zabraknie... ale jeszcze nie teraz! Nie jestem gotowa! Tak mi teraz dobrze, wszystko jakoś się układa, ładuję akumulatory, więc po prostu JESZCZE NIE!
A rano... cudowne słońce! Nadzieja na wspaniały dzień... Dziękowanie Bogu za to co mam..
I pranie... bo Jakubowi wczoraj nie podeszła zupka z indykiem.... Wszystko zarzygane, kocyki, ubranka... Vanish... Moczenie, a teraz wrzuciłam to na 60 stopni... ciekawe czy sie nie popsują... ciekawe czy dopiorą po marchewce...
Mam dużo roboty... ale muszę wypić duuuużą kawę.