i gucio
W szpitalu zepsuło się USG... więc jedynie co lekarz mi powiedział, to, że dziecko żyje bo serce bije... Jeszcze powysilał się, żeby zmierzyć główkę. I tyle... I się z ginem nie mogłam za bardzo dogadać czy przyjść całkiem prywatnie do całkiem obcej przychodni... Odpowiedział tylko tyle, że na dzień dzisiejszy każde USG jest lepsze od tego szpitalnego... I tak głupio było mi zaproponować mu, że przecież mogę prywatnie, tylko niech mi powie czy to ma sens! Tak więc głupia jestem z lekka. Bo z jednej strony ogromna wiara, że wszystko jest w porządku z naszym maleństwem a z drugiej strony to beznadziejne USG...
Z USG do urzędu... tam poszło gładko... Tak więc szybko po akumulatorki i na małe zakupki... Dzwoni Ktosiu... No i bańka prysła. Ktosiu wściekły. Zadzwonił do mechanika, żeby potwierdzić, że bedzie tak jak się umawiali, a ten że ma opóźnienie i muszą przełożyć nasze auto na przyszły tydzień... Tak więc dupa zimna... Nigdzie nie jedziemy :(
A teraz to już nie wiem kiedy... No może za tydzień jak się auto naprawi i Ktosiu weźmie urlop to na tygodniu pojedziemy... bo na święta nie mam zamiaru jechać... Potem pewnie śnieg spadnie i będzie tłok w Zakopanem i co za tym idzie ceny kwater dość ładnie wzrosną i będzie mniejszy wybór...
A teraz taka ładna pogoda... ech... wkurzyłam się!
Mam nadzieję, że dość przykrości na ten dzień :(