złe emocje... musiało to ze mnie wyjść...
Od lat mam chore stosunki z matką. Nigdy nie traktowała mnie jak dziecko a jak rywalkę...
Byłam w ogólniaku jak matka po latach siedzenia w domu poszła do pracy. Zawsze lubiałam gotować, więc gotowałam obiady... I zawsze było coś nie tak. Zrobiłam mielone, to było źle, bo mogłam zrobić schabowe, zrobiłam ogórkową to przecież mogłam zrobić pomidorową... I tak w kółko, a jak ojciec i siostra pochwalili moją kuchnię, to była taka awantura, że głowa mała... Ojcu się nawet oberwało a ja miałam zakaz wchodzenia do kuchni :)
I do dzisiaj jest taka jazda. Chociaż ja teraz mam inne podejście. Po prostu olewające!
Matka przez 2 lata była w moim mieszkaniu 3 razy. Zawsze narzeka, że mam źle zawieszone firanki, cukiernica nie taka, przegląda mi szafki, narzeka na kawę, herbatę, wodę... cokolwiek. Czajnik sobie wymień, a talerzyki złe bo kolorowe. Nie masz normalnych szklanek? tylko te głupie z uchwytami?
W moje imieniny nawet moją szafkę z bielizną przy gościach otworzyła i patrzyła czy mam równo majtki poukładane. Przecież musiała na mnie jakiś haczyk znaleźć.
Ciągle chce mi udowodnić jaka jestem beznadziejna.
Nie w tym sklepie co trzeba kupiliśmy meble, kanapa czerwona jak u wieśniaków, meble za niskie, barek za mały, Filipa kanapa zła, spódnica za długa, bluzka za obcisła, kolczyki za ciężkie, a jak spotkamy się na ulicy, ona z koleżanką to standartowo oburzonym głosem, chociażbym miała tylko błyszczyk na ustach i pociągniete rzęsy tuszem - "musisz się tak smarować??? ja całe życie się nie maluję i żyję!!!"...
Na "dzień dobry" i "co słychać" ją po prostu dla mnie nie stać!
A odkąd jestem z Ktosiem to już przechodzi sama siebie.
No bo jak było mi źle... to ona była happy. A teraz wszystko ją wk... A bo na grillu sobie byliśmy, a to w kinie... a to na zakupach.... bo sąsiad powiedział, że ładna jestem, a przecież Agata jest ładniejsza... bo mam pieniądze, bo jedziemy wypocząć, bo mam za drogie perfumy, bo fajne filiżanki sobie kupiłam, bo pucharki do lodów, bo książek nowych kilka, nawet ją to wk... że Filip mnie uwielbia... i mówi o nim maminsynek.
W sumie dla Filipa utrzymuję z nią kontakty, bo rodzinę i tak ma młody rozerwaną na strzępki...
Ale ostatnio się zastanawiam czy dobrze robię, bo może dobrze by było się oderwać od tych toksycznych związków.
Poszłam kolejny raz do tego meblowego, a że matka mieszka w następnym bloku, to Filip mnie zaciągnął...
Od razu zaczęła się jazda o te mieszkanie nowe.
-za małe, nie zmiescicie się, i jeszcze czwarte piętro!! nie przyjdę do was!Zobaczysz jak będziesz ziemniaki nosić z piwnicy! albo jak bedzie trzeba wózek znosić
-w sobotę będziemy mierzyć to mieszkanie, jak się zmieszczą meble to bierzemy, z resztą tam do mnie nie przychodziłaś to i tu się jakoś bez ciebie obejdę
-babcia ci piekną szafę miała kupić, to sobie wymyśliłaś przeprowadzki! nic nie szanujesz, każdego w dupie masz.
-ja przecież nie prosiłam o nic babcię, sama z siebie chce coś mi kupić.
-zadzwonię do babki i jej powiem jaka z ciebie wnuczka, że łaskę robisz jak ktoś chce Ci coś dać!
-po prostu się nie wtrącaj. To będzie moje mieszkanie, mi bedzie za ciasno a nie Tobie, zamiast szafy wybiorę sobie ławę.
-i po co się przeprowadzasz, długo to będziesz z tym facetem? Wystawi Cię jak tamten.
Przesadziła... wstałam i zaczęłam zakładać Filipowi buty
-babciu mogę wziąć sobie ten wachlarz?
-matka ma tyle pieniędzy, że może Ci kupić sto takich albo więcej
-mamo, masz tyle pieniędzy?
-mam synku, kupię Ci jeszcze ładniejszy
-za tego kwiatka co mi kupilaś to Ci pieniądze pocztą wyślę- rzekła jak byliśmy już w drzwiach
-nie trzeba, po pierwsze mogę mieć takich sto albo i więcej, a po drugie i tak Ci zdechnie, właśnie go przeklełam.
Koniec 5 minutowej wizyty u kochanej mamusi.