małż chory...
W nocy laził Ktosiu po chałupie... miałam go opiepszyć bo ja mam lekki sen i co i rusz mnie wybudzał... aż w końcu słysze takie pawie w łazience że aż się przestraszyłam...
Zwłoki leżały w łóżku- chłopaki po nim skakali więc wzięłam ich na spacer, oczywiście wcześniej obciełam sobie SAMA włosy, sama zafarbowałam, wyszorowałam zarzyganą łazienkę i w międzyczasie dokończyłam tort :]
w środku czekoladowy a na wierzchu krem orzechowy :)
A na spacerze z okrzykiem radości powitaliśmy kasztanowca... Kasztany mam wszędzie... dosłownie, ale mi to nie przeszkadza... są takie śliczne, że mam ochotę je ciągle wąchac i miętosic w rękach :]
piękne, prawda? ;) będę dziś z nimi spała... podobnież neutralizują złą energię, a dobra mi się przyda.
A w nocy zanim zanim zasnęłam, mąż wyczuł te Trussardi Skin... choć ja wcale nadal ich nie czuję... Hmm... postanowilam sobie je zostawić... jemu się podobają chociaż mówi, że zdecydowanie lepiej do mnie pasują Elizabeth Taylor White Diamonds... Niom... są niezniszczalne... sweter z poniedziałku nadal intensywnie nimi pachnie :)
A rano...
wybaczyłam wrześniowi, że taki niedobry był i mokry....
P.S. Mój były mąż jest chyba z kosmosu... jebane UFO... nie da się z nim porozmawiac.. Dziś próbowałam.... Efekt, ja o chlebie, on o niebie, a jak ostre argumenty miałam to słyszałam, że przecież on może zabrac Filipa do siebie... zapytałam jak by to wyglądało, z kim by on spędzał czas, z jakaś obcą nianią... albo sąsiadką? A on że byłby cały czas z nim- czyli by jeździł od hurtowni do hurtowni albo zapieprzał fizycznie... zapytsłam co ze szkołą. wzruszył ramionami, i powiedział, że praca ważniejsza niż szkoła... KURWA... Zatkało mnie...
A ja jedynie chciałam porozmawiać o regularności spotkań... i żeby one właśnie nie wygladały na zawiezieniu dziecka dl Selgrosa, napakowaniu auta i przywiezieniu go spowrotem...
A on mi na to, że on nie ma takiego komfortu żeby siedzieć sobie w domu... No kurwa mać, to mu powiedziałam "zmień sobie chłopie pracę jak żeby życ tyrasz po 20 godzin na dobę".... a on, żebym się z nim zamieniła :) haha...
Nie da się porozmawiać.. Bo nie mówimy tym samym językiem polskim... potzrebujemy tłumacza... czyli zaczynam pisać pismo sądowe... Nie ma wyjścia...
Bo w chuja to on mógł mnie ładować 6 lat temu... teraz to może mi dzień dobry powiedzieć i tyle jego...
Dziewczyny... ja Wam chyba oddam tą moja asertywność, bo z moja gadką i układaniem spraw tak jak trzeba to niedługo będę się ubiegać o stołek burmistrza... choc o sprawach rzadzenia miastem nie mam bladego pojęcia ;)
No UFO.... Raz w miesiącu przyleci, powrzeszczy na dziecko, że nie ma 20 lat i nie zarabia szmalu i wielkiemu tatusiowi cegieł nie podaje... No ja pierdolę- chyba go pojebało... Od mojego dziecka WARA! Bo wydrapię oczy po sama dupę...
----------------------------
ja zapierdalam w deszcz przez całe miasto od psychologa do logopedy, na zajęcia dodatkowe prowadzam, ganiam, książki kupuję, czytam, dokształcam się, mimo że padam na ryj to znajduję wieczorem pół godziny, żeby tylko uśmiechac się i rozmawiać i przytulać- choć mam chęć warczeć, że t nie sprawiedliwe że ja tak sama walczę o te dziecko... a przyjedzie taki ćmul i kurwa moją perełeczkę bedzie mi niszczył...
I nie to, że ja nie popieram jego metod wychowawczych, bo owszem Filip swoje obowiązki ma, i wiem, że praca też jest ważna, żeby nie miał potem takich dwóch lewych rączek co niczego się nie trzymają, ale no sory- jakos mądrze trzeba i regularnie wprowadzac takie wartości, a nie w czasie drogi z P do R i spowrotem... a juz na teksty ( od Filipa wiem i nieraz słyszałam fragmenty) że laluś, że tego czy siamtego nie potrafi, że oferma, albo najfajniejsze "rusz chłopie głową"... ja się nie zgadzam...
Potem mam rozmowy z wychowawczynią Filipa, że on nie potrafi przegrywać, że jest za ambitny, że impulsywny i agresywny...
No kurcze, jak ojciec którego bezsprzecznie Filip potrzebuje- zamiast z nim odrobic lekcje, pogadać o zainteresowaniach, pograc w piłkę woli nastawiac mu kręgosłup na nieczulego robola oszukującego PAŃSTWO...