cd
Po dolinie Chochołowskiej pojechaliśmy do siostry Ktosia na obiad, potem spacer pod skocznie i do knajpy na piwko... zasiedzieliśmy się do wieczora... Potem zakupy w NT... kolacja, a w nocy zaczął wymiotować Jakub... jakby pod ciśnieniem... strach w oczach.. rano zamiast na Słowację pakujemy się i planujemy jechać do szpitala w Nowym Targu.
Beczę jak owca wyjeżdżając z Zakopanego.. No w Poroninie mnie wzięło na maxa i do NT nie mogłam się uspokoić :) Jakub spał... Po Smekcie jakby lepiej mu się zrobiło, więc wzięliśmy na cel Urząd Stanu Cywilnego w NT... W USC kolejka... Siedziałam z chłopakami na rynku- pełno cyganów- wcześniej nie zauważyłam :) Jakub nie chciał do wózka, więc ławka... Co go wsadziłam to była awantura i wszyscy się oglądali czemu ja tak dziecko męczę ;) Z resztą co chwilka był paw.. Po godzinie nadal była kolejka i zbliżała się przerwa... kapitulacja... nie zniosłabym kolejnej godziny z Jakubem na rękach, więc Kraków... Kolosalne korki, wypadek po drodze... 9 godzin w drodze.
Uff... wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej :)