happy :)
Na obiad zrobiłam grzybową- lubimy, ale jakoś zapominam i tradycyjnie robię pomidorową, krupnik, rosół i ogórkową... Jeszcze moja mama robiła fasolówkę i grochówkę... dawne czasy :)
Poprosiłam babcię, żeby została z łobuzami co zaowocowało kompletem bielizny, dwoma bluzkami, i torbą kosmetyków ;) Ale... Nie kupiłam akumulatorów. Niech to szlag. Może wieczorem jeszcze gdzieś wyskoczę... Ktosiu niedługo powinien wyjechać z Warszawy, ale już mi zapowiedział, że jedzie odgruzować auto i na myjnię od razu- więc na pomoc nie będę mogła liczyć, no ale jakoś to będzie z tym pakowaniem.
Torbę z najpotrzebniejszymi rzeczami już mam- nawet korkociąg zapakowałam... a co... będzie trzeba się rozpieścić na maxa. Jeszcze jak Witosha dostanę u nas w mieścinie albo gdziekolwiek po drodze to będzie luz...
Haha... Przypomniała mi się scenka z Tesco. Weszliśmy na monopolowy, Filip co droższe butelki niechcący potrącał rękawem, ja w stresie, że potłucze... i patrzę Witosha po 11,99 :) i pusta półka. I mówię do Ktosia- idź niech szukają na magazynie bo ja stąd nie wyjdę ;) Pani się śmiała, ale się uparła, że jak nie ma na półce to na magazynie też. Świnia... A zapas bym zrobiła... Mniam...
Ach... już jutro jedziemy :) Kiedyś podróże autem w tamtą stronę sprawiały mi jakąś radość, ale teraz chciałabym być już na miejscu. No chociażby u Anki pić kawę i umawiać się na następny dzień...
Patrzę sobie właśnie na Nowy Targ na ulicę Krzywą... na PZU dokładnie... jak to fajnie, że kamery on line są :) I na Giewont sobie patrzę... Ale Filip już mnie z komputera wygania... Chyba na laptopa czas najwyzszy odkładać...