ferie mamy i słoneczko za oknem
Ostatnio mieliśmy z Ktosiem ostre spięcie. Dobija mnie czasem tym swoim nie myśleniem, a ja nie potrafię być wobec niego konsekwentna.
No ale chociaż poczuł się winny bo z gór wrócił z nowym paskiem zarobków, większym o całkiem przyjemną kwotę. Uff... No i oczywiście zaszalał- kupił szafkę do łazienki- a tyle się prosiłam to każda "krzywa" była ;), oczywiście oscypki przywiózł. Nawet jakieś kaszki, Bebilon i pierdoły kupił, Filipowi słodycze, ja w ramach Walentynek dostałam tusz do rzęs, oczywiście nie MF! Tylko Astor- zawsze mu tą firmę wciskają. Trzy śliczne różyczki- no ale na zakupach powiedziałam mu, że się tymi kwiatkami nie wykpi i kupiłam jeszcze sobie dwa dobre kremy- w ramach Walentynek :) Bo cera mi się totalnie zepsuła i trzeba się ratować.
No i w ramach mojego wkurwa i nastawienia kręgosłupa moralnego Ktosiowi, jedziemy za 10 dni w GÓRY! Jak nie stchórzę, ale mam taki plan... do końca tygodnia szukam kwatery i wpłacam zaliczkę. Strata kasy na pewno mnie zmotywuje, chociaż na stan obecny to mam ochotę już się pakować.
No i szukam kwatery w Białym Dunajcu, no ale kurcze kojarzy mi się z szosą i chacie przy chacie, może więc Czarny Dunajec- bardziej kameralny, albo jakieś okolice pod Zakopanem? Chodzi, żeby było dość tanio i schludnie, a że auto będzie to i do Nowego Targu na pizzę wskoczymy i myślę, że na placki po węgiersku do Rabki, i do Anki na kawkę, no i w drodze powrotnej jak pogoda będzie dobra no to Wawel obiecałam Filipowi.
Dawno nigdzie nie byliśmy więc dla niego to abstrakcja i myśli, że będziemy mieszkać pod namiotem ;) Słowo kwatera- wynajmowany pokój- nie przemawia do niego.
Cieszę się jak dziecko i niech mnie ktoś kopnie w 4 litery jak zacznę coś kombinować, żeby nie pojechać.