... ... ...
Zaplanowaliśmy sobie niedzielny obiad w restauracji, ale pech chciał, że była tam impreza zamknięta i z obiadku nici... Dobrze, że w domku były flaczki od mamy i gołąbki od babci.... Chciałam w konkretnej knajpce zjeść, bo podoba mi się tam i tak zaczynamy zastanawiać się nad rezerwacją czegoś na przyjęcie weselne... Na razie to dla mnie wielka abstrakcja... Nawet to, że Ktosiu namawia mnie na zgłoszenie w USC, że będziemy mieć wspólne dziecko... Podobnież można tak, żeby potem z noworodkiem na rękach nie ganiać po urzędach...
Odwiedziliśmy moich rodziców i zaraz Ktosiu musiał jechać do Wawy... Co chwila dostaję sms'y, że mam uważać na siebie... A prawdę mówiąc to niełatwa sprawa... Zapominam się, a to dźwignę, a to się schylę... Rodzinka podpowiada Ktosiowi, żeby przykuł mnie do kaloryfera ;)
A dziś mam znów dom pełen ludzi... Ma mnie odwiedzić specyficzna kuzynka, potem babcia wpadnie, żeby posiedzieć z Filipem, ja muszę niestety wyjść, przede mną kawał drogi, taksówkami już jeździć nie muszę, ale powolny spacerek :)