obsesja
Ponarzekam na mężczyzn, bo taki mam dziś nastrój...
Mnie oczywiście daleko do ideału, ale
1. Eks mąż niedojrzały mimo 30tki na karku
2. G z wiadomym dobytkiem
A teraz Ktosiu czyli 3
Ma pełno zalet. No cholera marzyłam o takim facecie! Żeby mnie kochał, pracował na rodzinę, doceniał to, że dobrze gotuję, żeby był chojny, żeby się nie wściekał kiedy ja się wściekam, żeby ZMYWAŁ NACZYNIA, przynosił kawę do łóżka, kupował dobre perfumy, żeby wiedział do czego służy odkurzacz...żeby mnie wspierał, pomagał przejść przez życie, towarzyszył w smutkach i radościach, żeby nie kazał mi się odchudzać, wspinać po jakiś szczeblach kariery, żeby nie bał się trwałego i odpowiedzialnego związku... ale...
Histeryzuje, zmienia zdanie, przekręca, nie przyznaje się, wisi na mnie, marudzi,zachowuje się jak dziecko (gdzie są moje majtki?) wciąż trzyma za rączkę, zmusza do ślubu, zmusza do ciąży, gada żeby gadać a nie przekazywać jakąś treść... No ogólnie wytrąca mnie z równowagi coraz częściej.
I łapię się na tym, że szukam uczucia które do niego kiedyś miałam... Może mam jeszcze, tylko zostało ostatnio porządnie zdeptane...
Jestem załamana. Bo miało być tak cudownie.
Dla niego jest tragedia bo
-nie upiekłam ciasta a dopiero będę piec, a on nie ma nic słodkiego
-bo w sms'ie nie napisałam, że kocham
-bo nie chcę pojechać do jego matki
-bo w nocy nie pozwalam mu trzymać mnie za rękę
-bo wkurza mnie kizianie po nodze, ręce, itp.
-bo przytuliłam Filipa a jego nie
-bo powiedziałam moja ława, a nie NASZA
-bo mu w styczniu powiedziałam, że chcę mieć drugie dziecko a odwlekam teraz.
-bo on chce ślubu, żeby nie grzeszyć, a ja mogę przestać grzeszyć, zamiast się zmuszać.
Nie wiem co zrobić żeby było tak dobrze jak wcześniej... Mam jakieś głupie poczucie winy i coraz częściej myślę, że powinnam być sama... bo za dużo od facetów wymagam...
Bo zazwyczaj trafiają się zbyt męscy albo mało męscy...
A takiego średniego to nie uświadczysz...