o weekendzie...
Mimo tego, że Kazimierz nie wypalił mieliśmy bardzo udany weekend :)
Pełen miłych słów i gestów... Bajka :)
Ktosiu namawia mnie na cichy ślub, gdzieś w górach, świadkowie i my... Ewentualnie osoba z aparatem, co by uwieczniła ten ważny dzień. A ja nie wiem. Z jednej strony cudownie by było wybrać jakąś drewnianą kapliczkę, najlepiej zimą, długa suknia, świece, a potem małe szaleństwo w Zakopanem ... Góralskie śpiewy, skrzypce, itp... Mam na to smaka. Aż mi ślinka leci.
A po jakimś czasie rodzinkę zaprosić na małe przyjęcie i pokazać im papiery i zdjęcia :)
Tylko czy mi babcia to by wybaczyła?
Kompletny mętlik w głowie.
Ktosiowi zaproponowali znów wyjazd do Hamburga. Ale grubo się zastanawiamy, bo obecnie zarabia prawie tyle samo, a koszty utrzymania są nieporównalnie większe niż tu w Polsce...
P.S. Miło, miło... ale... Zostaliśmy niemile potraktowani przez ludzi od mieszkania. Zadzwoniliśmy w ten dzień, co mieliśmy się zgadać, żeby umowę wstępną spisać, a tu babka kręci, że mieszkanie nieaktualne.
-Ale dlaczego? Przecież się umawialiśmy!
-aaa... uu... eee -kręciła
-co się stało?
-a bo taka pani daje nam więcej, dużo więcej, właśnie jest i spisujemy zaraz umowę, ale..
-??
-jak państwo dadzą więcej to może się dogadamy..
-a to my dziękujemy, do widzenia!
Jakaś chora sytuacja, mieszkanie na prawdę ładne, ale cholernie małe, i tak dużo dawaliśmy za nie, a ktoś dawał więcej? Dziwne... ale może to i lepiej.
Tylko mamy takie odczucie, że ktoś maczał w tym palce. Bo ludzie dość porządnie wyglądali i nie przyszłoby mi do głowy, że sobie jaja mogą robić.
P.S.2. Wiktor Agresor szuka młodej zdolnej fryzjerki do salonu w Warszawie... Jak by co to pisać :)