zmęczona
Cały tydzień kłótni. Uff.. w końcu odpocznę.
Chociaż tak się bawiliśmy jak na wakacjach, to jestem zmęczona.. Zaliczyliśmy Bałtów i Park Jurajski- POLECAM- na prawdę świetne miejsce do odpoczynku, ZOO w Krakowie (beznadzieja), Rabkoland, różniaste place zabaw, jedzonko w knajpach, duże ilości lodów i innych rozpieszczaczy... Za dużo czasu w aucie- odzwyczaiłam się.
Rezultat- Filip przeszczęśliwy, a ja zadowolona bo zrobiłam 200 zdjęć :)
Tylko kasy mi szkoda- wypoczynek byśmy za te szaleństwa mieli... albo laptopika :(
Poznałam Ktosia rodziców. Ojciec bardzo przypadł mi do gustu. Miło się z nim rozmawiało... Matka też nie taka zła jak się spodziewałam, tylko wkurzyła mnie na koniec... tekstem ze łzami w oczach "albo się żeńcie, albo zrywajcie... bo my katolicka rodzina...". Prezentu ode mnie nie przyjeła bo prezentem byłoby ślubowanie przed Panem Bogiem. Tak więc odwróciłam się na pięcie i wsiadłam do samochodu. Od razu Ktosiowi powiedziałam, że ja tam mieszkać nie będę, ani za rok ani za 10 lat. Bo mi nikt nie będzie mówił co mam robić. I jak chce z mamusią mieszkać to niech mnie odwiezie do Krakowa na pociąg i znika z mojego życia.
Ktosiu oczywiście się podłamał bo prawie 40tka na karku a on nie ma czterech kątów dla rodziny. Najpierw chciał wynająć mieszkanie w NT, ale ceny ok 1200 zł go dość mocno odstraszyły... To wpadłam na pomysł, że weźmiemy kredyt i będziemy spłacać zamiast komuś ładować do kieszeni... I tak ja chciałam Nowy Targ, a Ktosiu Kraków.... a jak Kraków to możemy mieć 3 razy większe mieszkanie w moim mieście... W końcu wzieliśmy ogłoszenie z gruntami w mojej okolicy i znalazłam działkę za 6 tys. No i postanowiliśmy się budować... Oczywiście to dalekie jeszcze plany... Ale Ktosiu stwierdził, że jak będzie kasa to dom w dwa tygodnie postawi... a wykańczać będziemy powoli. Zobaczymy co z tego wyjdzie... Bo niestety Ktosiu to jak małe dziecko ;) I wszystko oprócz zarabiania jest na mojej głowie..
Góry...
Na razie nie potrafię tam być. Tam po prostu było pięknie z G... Teraz wszystko nijakie a Tatry wzbudzały we mnie płacz... nie radości i zachwytu,... tylko tak po prostu wszystko mnie bolało jak na nie patrzyłam.... Tylko wjechaliśmy za Zakopiankę i od razu chciałam zawracać. Dziwne to. Jedyne co mnie ucieszyło.... to placki po węgiersku w Martino. I oczywiście mieliśmy tam być 4 noce a wytrzymałam jedną... O ósmej wieczorem zaczęłam się pakować. Na drugą w nocy wróciliśmy do domu. Odetchnęłam. Nienawidzę trasy RADOM- NT. Mogłabym być tam teraz co miesiąc ale się nie wybieram w najbliższym czasie.
A Ktosiu zgubił pierścionek zaręczynowy... więc nadal nie jestem jeszcze zaobrączkowana ;)