Moja naiwność nie ma granic, i wiara w to, że on w końcu kiedyś będzie odpowiedzialny...
Strzępek nerwów jestem- włosy wypadają mi garściami, wyprowadzić mnie z równowagi jest bardzo łatwo, na miłe słowo lub dotyk ktosia reaguję warczeniem, a od kilkunastu tygodniu brzydzę się sexem i się zmuszam raz w miesiącu dla świętego spokoju.
Dlaczego? Płakałam przez niego w czwartek, a on się śmiał, płaczę dziś a on nie twierdzi, że z głupoty własnej się denerwuję, bo przecież nie muszę się denerwować.
Leżę sobie dziś w wannie, Filip na kompie, Jakub śpi... Chwila relaksu, a ktoś puka do drzwi.
Zdenerwowani ludzie- właściciele mieszkania.
Księciunio umówił się z nimi u notariusza i nie pojawił się.
No bo nie mamy jeszcze rzeczoznawcy, przypominałam mu o odwołaniu, ale stwierdził, że nie odbierają telefonu i zadzwoni później.
Facet pracuje na wybrzeżu, zmienił niedawno pracę, więc nie ma urlopu, musiał wziąć tydzień bezpłatnego i to z wielkimi problemami. Bo wiadomo- nie zatrudnia się człowieka, żeby tak od razu nie przyjeżdżał do pracy. Tak więc stracił, czas, pieniądze i nerwy.
Wcale nie dziwię się im zdenerwowaniu. Mieszkanie mogliby teraz sprzedać za 2 razy tyle i może by mieli szczęście do bardziej odpowiedzialnych ludzi. Wszystko oczywiście zleciało na mnie. A ja w zasadzie to byłam przekonana, że Księciunio się dodzwonił i załatwił sprawę jak trzeba.
On nie ma nic sobie do zarzucenia, no bo zadzwonił i nikt nie odebrał- wiadomo, że na domowy to trzeba do skutku dzwonić, bo może kogoś nie być w domu. Ale on nie będzie przecież wisiał na telefonie.
Jak tłumaczę mu, że ja nie dam rady myśleć za siebie i za niego i załatwiać wszystko, dosłownie WSZYSTKO, to odpowiada, że przecież on jest taki cudowny, zajmuje się dziećmi w weekend ( a ja leżę na plaży pewnie ), kasę oddaje, zakupy zrobi, dywany odkurzy, więc nie wie dlaczego ja jeszcze narzekam.
Coraz częściej jest tak, że ja mówię, że coś robi się tak i siak, to on na złość a raczej, żeby pokazać kto tu rządzi robi na przeciw- jak dziecko. Ręce opadają. Bo tracimy często czas, pieniądze i ja nerwy.
A jak już mam wszystkiego dosyć i mówię mu, że jestem z nim tylko dla dzieci, że się już wypaliłam i żeby się nie spodziewał zbyt wiele ode mnie, to on twierdzi, że żartuję bo przecież go kocham nad życie, on to czuje i się z nim drażnię...
Kombinuję, żeby od września iść na weekend do jakiejś szkoły... żeby pobyć z jakimiś normalnymi ludźmi.
P.S. Zaczyna mnie wkurwiać że tyle czasu tracę na zmienianie szkic/ opublikowane, albo na kasowanie 20 tych samych notek... chyba też czas na przeprowadzkę... i tak niedługo zostaną tu same pokemony
Księciunio mi przed chwilą napisał, że żałuje że mnie rozczarował, ale on nigdy nie był odpowiedzialny, tylko udawał takiego, żeby mnie zdobyć :) bo mu zależało, żeby mieć dziecko i rodzinę. Taaaa.... wcale mi to humoru nie poprawiło, wręcz przeciwnie.