To był (jest?) ciężki dzień. Jakub ma dziś FOCHA albo cuś innego. Zęby połączone z kolką chyba... Ciągle jęki, płacz, spał po 15 minut i ryk. Jadł po 60 ml, 15 min spania i ryk, trochę się śmiał, ale tylko pod warunkiem, że ja też :) Tak więc, albo go woziłam w wózku, albo nosiłam na rękach, albo wisiałam nad łóżeczkiem i gadałam co mi ślina na język przyniesie... Dobrze, że obiad na dziś zrobiłam wczoraj!!
Mężuś namówił mnie, żebym do pracy nagotowała mu gar flaczków.
No i stałam przy garach.... Nie było miejsca w zamrażalniku, żeby je pomrozić więc wziął takie z lodówki, on myślał, że do popołudnia wytrwają... Tak więc gar flaków skisł w samochodzie :(
Tak więc ja zjadłam talerzyk a reszta do sedesu...
Kurczę,..teraz kolacja dla starszego, Jakub łapie komara, więc szykuję im też kąpiel.... mam nadzieję, że o 20:00 będą obydwaj w swoich łóżeczkach a ja z kieliszkiem likieru kawowego i waflem ryżowym w ręce włączę sobie Kryminalne zagadki CSI.
P.S. założylam drugi blog z fotkami www.fotki.blogi.pl
Jakby ktoś się pytał, to nie wiem jak mam jeszcze siłę odpalić tego mojego rzęcha i jeszcze coś naklikać...