na wariackich papierach
Myśleliśmy, że będą problemy ze sprzedaniem auta, a tu zdziwienie, za 3 tys biorą ludzie bez oglądania ( dużo telefonów), ale w tym samym czasie zadzwoniła Anka a jej powiedziałam wcześniej 2 tys. Tylko nie pomyślałam, że dodatkowo będzie jej trzeba te auto zaprowadzić 300 km. Szlag, więc głupia sytuacja, nie dość że mamy tysiak do tyłu to i naraziłam Ktosia na podróż....
Od roku też brat Ktosia wisi nam 5 tys zł, nie upominaliśmy się bo nie było nam potrzeba, jednak we wrześniu prosiłam męża żeby mu przypomniał, bo jak teraz tak lokaty są dobrze opłacane to albo wstawić tę kasę na lokatę albo spłacić trochę kredytu... Oj tak... niby mam rację, a przez dwa miesiące nic się nie ruszyło. Przed zepsuciem auta brat coś przebakiwał, że może nam teraz oddać 4 a w grudniu tysiąc... ale mój mąż nie ruszył tematu... Teraz od dwóch tygodni jest gadka bo przecież odda. W sobotę jesteśmy umowieni w 4 miejscach na oglądanie aut( w promieniu 100 km, więc to nie spacer na następne osiedle), ale bez kasy to przecież nie ma sensu, ale mój mąż mnie zapewnia, że brat powiedział, że odda to odda i żebym się nie martwiła. No, w pracy takiej sumy nie ma przy sobie, przelewy nie chodzą w weekendy, a on nawet nie ma nr naszego konta... no bo po co? A dziś tak na chłopski rozum jest ostatni dzień żeby przelać te pieniądze żeby na naszym koncie się jutro znalazły.
I niby się ja tym nie powinnam przejmować bo to nie mój brat, nie moja sprawa, ale szlag mnie trafia jak siedzę nocami przed tym komputerem (bo Osioł dzwoni i pyta czy coś mam nagrane), kupuję gazety z ofertami aut, słucham jak to Anka się nie może samochodu doczekać a mój Księciuninio jak na haju uśmiechnięty i zrelaksowany... no we wtorek wpadł w lekką panikę, że auta drożeją- a tak mości panie- euro poszło do góry- dużo aut jest sprowadzanych więc ceny rosną. Logiczne dla mnie. A jak handlarze z wiadomych przyczyn podnoszą ceny to prywatne osoby na tym zyskują.... I chuj. Auta które 2-4 tyg temu kosztowały 7,5 tys chodzą teraz za 9900 :) Jeszcze nie wszystkie, ale tendencja jest...
Czasem to bym chciała być głupia i mieć IQ w porywach do 90... Wtedy bym się tak wszystkim nie przejmowała... Nie myślała tak, nie byłabym świadoma następstw niektórych spraw i ogólnie bym podchodziła do niepowodzeń jako że mamy pecha ;) Ale niestety moją wada jest że mózg mi wciaż paruje od intensywnego myślenia o wszystkim. Rzadko sobie pozwalam na relaks i może dlatego jestem taką sztywniarą śmiertelnie poważnie podchodzącą do lekcji Filipa, czy kupieniu Jakubowi rajstopek bawełnianych a nie ze sztucznej mieszanki.... Dla Ktosia zawalenie jakiś lekcji, czy narażenie dziecka na wpis, że jest nieprzygotowane czy nie odrobiło lekcji to małe piwo- dla mnie porażka wychowawcza, a rajstopy? Takimi głupotami się przejmować? ( a potem jak dzieciak który ma silne JA wyje przez połowę spaceru bo go owe nieprzemyślane sztuczne rajstopki gryzą w dupę to wtedy jest- a rację znów miałaś)