mąż mi się zepsuł
Idziemy dziś do lekarza- Jakub gile, Filip bilans 6 latka, w starej przychodni dostałam kartkę, ale że akurat po 6 urodzinach Filip miał zapalenie płuca to 3 tyg świat się kręcił wokół tego, potem jakoś nie było po drodze do przychodni a lekarz na kontroli nie był pediatrą... zmieniliśmy przychodnię i w zasadzie zapomniałam i nie wiedziałam, że to istotne- teraz pielęgniarka szkolna chce bilans... No to idziemy :)
Potem jeszcze do banku muszę wstąpić bo mój mąż to ma gdzieś takie sprawy... dobrze, że ładna pogoda.
W ogóle miałam trudny weekend- mąż mi się zepsuł- i wszelakie próby zrobienia czegoś kończyły się negowaniem- mówię, że zakupy trzeba zrobić- kontra- chora jesteś- nie ma mięsa na obiad (odnośnie zakupów)- to się jajka sadzone zrobi- jajka sztuk 2- kontra- to Filip poleci po kefir.... Przez dwa dni pomidorówka z ryżem- jaśnie pan w niedzielę nie chciał jej jeść. Pojechanie na zakupy- hmm- nie przypominałam, bo jeśli dla niego taki problem... pomidorówka na kuchence- nie ruszył- o 17ej zgłodniał na tyle, że kupił kwiaty i przepraszał, ale za bardzo nie wiedział za co przeprasza- zaprosił na obiad ale odmówiłam... Obraził się, wziął Jakuba i poszedł w cholerę- a ja leżałam przed tv- jak wrócili zrobili sobie jajecznicę z dwóch jajek...
I pierdolę taki układ- zjebany cały weekend, bo dzieciaki pierdolca w domu dostawały, ale każdy pomysł na spędzenie czasu był zły- plac zabaw- a nie chce mu się, las, a nie bardzo no chyba że on na grzyby pójdzie, Radom- zakupy, macdonald, fantazja, spacer- e tam- przekleństwo.
A w piątek jak przyjedzie- to w lodówce będzie światło jedynie, kawa tylko rozpuszczalna (nienawidzi), niech nie liczy na ciasto domowe, do cukierni też niech se sam pójdzie, obiadu też nie robię, pierdzielę... tzn w piatek zrobię 3 porcje i zjemy wcześniej- przyjedzie głodny z pracy i będzie zapierdalał po sklepach i błagał o napisanie mu kartki, bo Osioł to z własnej nieprzymuszonej woli to jedynie Mallboro potrafi kupić... Koniec. Nie mam zamiaru robić o wszystko zadym. Szkoda mojego gardła... Nie dociera normalny sposób komunikowania się to sory, ale będzie miał chłop problem. Ja dźwigać nie będę zakupów na 3 piętro- bo nie mogę i nie chcę. A jeśli dla niego problemem jest zabranie mnie 25 km na dwugodzinne zakupy to kurwa ja tym bardziej nie będę się pierdzielić w kuchni- bo upieczenie dwóch rodzajów ciasta, dwudaniowy obiad, sałatka jakaś, zrobienie kolacji i śniadania to akurat zajmuje mi więcej czasu niż 2 -pierdzielone godziny. Z resztą raz w miesiącu potrzebuję jechać na takie lepsze zakupy a te pieprzone ciasteczka piekę co tydzień...
On oczywiście nie wie o co chodzi i ma minę jak zbity pies...
Też czasem mam pretensje że cały tydzień w domu robię wszystko i zakupy dźwigam ciemnymi alejkami wieczorem z Tesco, ale mój mąż mi bardzo w weekend pomaga, tylko oczywiście trzeba mu powiedziec co ma robić bo sam się nie domyśli, jak to facet hihi :).
A no i cieszę się że niania się sprawdziła.
Dodaj komentarz