Jakub dycha aż grzmi, przed świętami brał antybiotyk, i chyba to pozostałości po tamtej chorobie... Bo było tylko przez moment lepiej, a tak to ciągle w nocy chrapie jak stary i nie ma apetytu. Gorączki brak. Uśmiechnięty, wesoły... Hmm... Jutro chyba się z nim przejdę do naszej pediatry. Zasugeruję, że może by przepisała masaże... W końcu musi odksztusić tą zaległą maź bo się jakies zapalenie oskrzeli z tego wykluje... Szlag.
Ale mamy ferie od poniedziałku to mogłabym z nim na rehabilitację poganiać. Tam są miłe panie, może ta moja wiercipięta by wytrzymała 20 minut "borowania" po plecach z głową w dół??? Hmm... Ciężko to widzę...
W Krakowie zima na całego, mąż mi chyba znów zjedzie... ciężkie czasy finansowo się zapowiadają. Ale wiem, że inwestorowi zależy na czasie- może coś jeszcze wykombinują, na razie 8 piętro przykrywają płachtami i ogrzewają gazowo, ale na zalewanie stropów przy mrozie 15 stopniowym w nocy nie ma mowy. Została tylko mojego męża ekipa, niwelatorem dziś sobie ściany ustawia, ale zrobią te ściany, zalać nie dadzą i koniec roboty- tym bardziej że stropu kolejnego nie da się robić... Być może jutro już zjedzie.
Nerwowo czekamy na jakąś lepszą pogodę- mniej zimową oczywiście. Takie życie żony budowlańca. Ale za 3 miesiące WIOSNA??? Tik tak tik tak... Niech ten czas szybciej płynie.
Zaraz biegnę po Filipa do szkoły. Dziś wywiadówka, ale Eks ma mnie wyręczyć. Troszkę się boję, żeby obciachu Filipowi nie przyniósł, ale kurcze... jest ojcem... niech mnie czasem troszkę odciąży, nie?
Tym bardziej, że uszyłam jedną część zasłon do dużego pokoju i została mi druga część... Dopiero się uczę, więc takie szycie zajmuje mi tyyyyle czasu.... i choć dziś już środa to ja nawet nie zaczęłam. A w sobotę być może bedziemy mieli gości i fajnie by było, żeby już zasłony wisiały tak jak trzeba :)