coraz bliżej... do kajdanek ;) małżeńskich...
Wieczorem wybraliśmy się do Księdza. Ślub mieliśmy brać cichy, skromny... No i mu mówimy, że w niedzielę przyjdziemy na mszę normalnie, a po mszy, żeby udzielił nam sakramentu i chrztu dla Jakuba... Tylko ostatecznie chcemy już niedzielę umówić i godzinę bo jakąś rezerwację w restauracji na obiad trzeba robić a nie wiemy jak mu pasuje...
I cały plan się rypł. Bo Ksiądz stwierdził, żebyśmy się niczym nie martwili bo on jest do naszej dyspozycji i nie ma mowy o dziadowaniu, on nam specjalną mszę odprawi, nawet we wtorek, środę czy inny dzień tygodnia, możemy leżeć, siedzieć czy jak nam się podoba ale będzie tak jak ma być, czyli SUPER :)
I w zasadzie ustaliliśmy godzinę 14 :) Albo ostatnia niedziela czerwca, albo początek lipca. Wszystko ruchome bo on się dostosuje bo jeszcze mamy protokół spisać, no i Ktosiu daleko pracuje więc my mu dajemy znać kilka dni wcześniej i jest oki :)
Tak więc nadal nic konkretnego, ale w końcu coś wiążącego.
Tak więc na pewno w lipcu będę już mężatką.
I na pewno nie pasuje mi teraz brać ślubu w byle czym... Plan się rypł. Teraz to już musowo muszę wyglądać choć jak cień "panny młodej"... Ja pitolę... I na wierzchu babcine gadanie. szlag.
Chyba zacznę się delikatnie rozglądać za czymś w miarę eleganckim. :(