Ja nie wiem co z tymi serwerami, wrzucam zdjęcia przez picassa na google, lub na miasto interi. Interia zawsze mi pasiła, bo miała jasne zasady i adres foty jest krótki, i nawet z pamięci mozna go wpisać :) A google- myślałam, że będzie stabilne, ale jak widać wcale nie jest. Nie wiem o co chodzi, bo w albumie widać fotę, wstawiam do bloga, chwila jest i potem zoonk.
A interia... hmmm... ostatnio coś odwala z logowaniem, loguję się, potem dodaj pliki- znów logowanie, wybieram zdjęcia, klikam ok i znów logowanie i ch.j zdjęcia się nie zapisują. Szlag trafia no i dlatego google założyłam, a fotosika to w ogóle nie toleruję, bo do pokazywania zdjęć jest ok, ale te ich adresy, milion pincet kodów... ODPADA.
Może mi polecicie jakąś łatwą przechowalnię dla fot? Oczywiście darmową ;]
---------------------
Zakończenie roku się udało, Filip pięknie tańczył poloneza, śpiewał, uśmiechał się, aż miło :) Eks z panienką też się zjawili, on jak zwykle nawet nie ogolony a ona jak z żurnala... Ja nadal nie wiem po jakiego kija ONA z nim jest??! Ta... miłość... ale oprócz tego potrzeba czegoś jeszcze... Nie rozumiem.
A... mamy w mieście około 4 sklepy komputerowe, 1 agd a może dwa, ale ten drugi to tylko większy sprzęt- lodówki i pralki... Wszystkie oblatałam i nerwa złapałam, że nigdzie tej płyty nie mogę kupić, z allegro kulturalnie mi odpisali, że nie złamią dla mnie regulaminu, chociaż zakupu dokonałam przed otwarciem sklepu i przelew juz mają na koncie... Czyli pewnie dziś dotrą :)
I ja wystrojona, Filip wystrojony z różą w ręku, idziemy, Jakub piszczy w wózku... I sobie przypomniałam, że mamy po drodze serwis komputerowy :D I wlazłam a tak chłopy oczy na mnie, więc się pytam czy może dostanę u nich 8 cm płytę dvd, czyli mini dvd, oni oczy na mnie. A ja tłumaczę nadal, że to taki mniejszy krążek, pasuje do kamer :) I mi na gwałt potrzebna. Pan się zastanowił :D I mówi, że chyba ma, znalazł, na płytce jakieś kody, klikał z 10 minut na komputerze, żeby znaleźć cenę, uff... w końcu znalazł, a ja, że ja chcę więcej :) Ale to była ostatnia... Od razu mi się humor poprawił, włożyłam płytę do kamery- ona cudownie zaświergoliła, coś tam po hiszpańsku wyświetliła (nie znalazłam jeszcze ustawienia jęz tylko jakieś były strefy czasowe np Hawaje :] ) Coś tam poklikałam i oł je, mogłam nagrywać. Wtem mi się pod nogi pakuje jakiś facet. I zasłania mi widok, się zastanawiam czy mu w tyłek wsadzić niechcący obcas, czy aksamitnym głosem poprosić o przesunięcie... już z torebki miałam wyjąć perfumy co by zapach go otumanił... a ten się bokiem odwraca i patrzę a tu mój EKS! Noż kurwa, to mnie zamurowało... Och nie lubię takich niespodzianek, że tak tyłem mnie podchodzi!
Nie wiem, tyle jesteśmy po rozwodzie, a on jakoś działa na mnie stresująco... Od razu widzę wszystkie swoje niedoskonałości, sprawdzam czy kiecka się dobrze układa, od razu zastanawiam się, czy dekolt mam nie za duży? Że może za długie paznokcie? I może przesada z tymi złotymi zdobieniami? Od razu tracę swoją pewność siebie... Na szczęście w miejscach tylko publicznych to mi się trafia... Tzn tam gdzie ludzie wiedzą, że kiedyś byliśmy małżeństwem.
Na ulicy, kiedy nie ma jakiegoś wianuszka gapiów, na klatce schodowej, bo do mieszkania nie wejdzie- kiedy chce porozmawiać- jestem lwicą, wypinam pierś do przodu, i w zależności od humoru jestem słodka jak cukierek albo zołzowata z ciętym językiem...
No, ale po jakimś kwadransie wróciłam do formy.
Pani wychowawczyni płakała jak się żegnała z dziećmi. I kolejny raz udowodniła, że o dzieciach to ona nie ma pojęcia, tzn chodzi mi o dyscyplinę. Ona do nich mówiła, a każdy robił co chciał, chyba z 5 razy kazała im się w kółeczku ustawić, ale e tam. Ja już miałam ryknąć i porządek zrobić, ale co ją będę uczyć ;] Dzieciaki ganiały po sali, popychały się, mamuś i tatusiów szukały, Filip też milion pincet spraw do mnie miał ale zrobiłam minę, powoli i dość cicho go upomniałam i wrócił na swoje miejsce...
Ale mam nagrane- Pani książki w prezentach im dawała, jak Filip mówi "a ja? dla mnie to nie ma?"... A dopiero troje dzieci odeszło od Pani :) Niecierpliwiec po mamusi ;)
A potem dzięki naszej klasie spotkałam się z koleżanką ze szkoły, nie miała czasu, a od 16ej do 21 sobie gadałyśmy :) Ale to może na odrębną notkę ;)