i już wtorek
Stosunki z babcią naprawione, trochę przez to, że rodzina z Kanady przyjechała, a chyba troszkę dlatego, że... nie poszliśmy na jej imieniny??? Tzn w sobotę było Alicji, ale rano ojciec zadzwonił, że przekłada swoje imieniny i żebyśmy się wybrali...
Kiedy wychodziliśmy z domu zadzwoniła kuzynka od babci z pytaniem czy przyjdziemy... Odpowiedziałam, że nie bo właśnie wychodzimy na imieniny ojca.
Głupia sytuacja, trochę miałam wyrzutów sumienia... ale jakby babcia zadzwoniła osobiście to by całkiem inaczej to wyglądało... i coś bym wykombinowała żeby pójść na dwie imprezy.
Następnego dnia przyjechali Kanadole :) Sami już siebie tak nazywają ;)
No i z Filipem do 22:30 siedzieliśmy u babci i gadaliśmy :) Ten mój brat cioteczny to ma fajną żonę :D
Ktosiu po 20ej poszedł wykąpać i nakarmić małego bo był marudny i śpiący, no i legł przed telewizorem- mecz :)
Brat kibicował Włochom. Ja wręcz przeciwnie ;) Nic się nie znam na piłce nożnej, ale stwierdziłam, że Włosi to już przeżytek w piłce nożnej.
Bałam się, że Ktosiu zaśnie na przerwie i nam nie otworzy drzwi.... Ale pomyślał i nawet ich nie zamknął ;)
Następny dzień też spędzony w towarzystwie gości :)
I dzisiejszy wieczór chyba także się tak zakończy... Jutro jadą dalej.
No ogólnie, są w szoku. Ceny ich niemiło zaskoczyły i stwierdzili, że chyba teraz my do nich będziemy latać, bo im się bardziej na Hawaje opłaca.
Średniej klasy dezodorant u nich kosztuje 5 dolarów, a Michał tutaj dał 15 zł :) Benzyna 1,4 dolara... Nawet jak przelicza się 1zł=0,5 dolara to wychodzi na plus... A przeliczamy 1 do 1. Oni wydają tam średnio 800 dolarów na jedzenie i inne drobne rzeczy do codziennego użytku... My o wiele więcej...
No i Ada nas namawia na start TAM ;)
Myślałam, że Ktosiu podłapie temat, ale... przecież by nie zostawił mamusi na pastwę losu ;)
A tak z innej beczki- Jakub wczoraj nie miał apetytu, ale duchota straszna to oki- dużo pił. Po kąpieli zrobił się jakiś taki ciepły, dalam mu paracetamol, o północy zaczęły się fontanny.
Instynkt rodzicielski to niesamowita sprawa ;) Mały leżał na płasko i w zasadzie nie było słychać, że coś się dzieje, po prostu obudziła nas jednocześnie zmiana rytmu jego oddychania i delikatne bulgotanie... Całą buzię miał zapchaną... Szlag, za chwilę tak samo,o 5 rano kaszka i wyglądał całkiem nieźle, ale znów dwie fontanny i zdecydowaliśmy się jechać na pogotowie.
Nad jeziorem brał różne rzeczy do buzi, a to kiepa, a to kamyk, więc myśleliśmy że się czymś przytruł, ale reakcja na smoczek dała mi do myślenia i słusznie- zapalenie gardła i antybiotyk...
Odsypia teraz nockę, Filip na podwórku gania, a ja nie wiem czy się wypicować czy szykować już jakiś obiadek lekko strawny... może ryżanka na młodych warzywkach? ;) Pulpeciki na drugie?
Dodaj komentarz