ja pitolę
Angina ropna.
No i lekarka miała problem...
Dziwne kupki + antybiotyk= rożnie może być.
Albo zaleczymy to i to..... albo dostanie większej sraczki i wtedy szpital...
No w pizdu.
mama dwóch chłopców- kura domowa z zamiłowania, plus Góral i kot
Angina ropna.
No i lekarka miała problem...
Dziwne kupki + antybiotyk= rożnie może być.
Albo zaleczymy to i to..... albo dostanie większej sraczki i wtedy szpital...
No w pizdu.
We wtorek od pediatry dostał Jakub nifuroksasyd i enterol. Na wieczór dostał gorączkę 38.... Rano w miarę i kupki nie było, więc się ucieszyłam, po południu gorączka 38, zbita na 3 godziny i 39, zbita na 2 godziny i 40,1... zbita do 38 paracetamolem, pobiegłam po nurofen, ale nie chciałam go budzić, o północy dałam do szóstej rano było ok... O szóstej znów dawka bo dziecko rozpalone jak piec- 40,2.
Ja pierdolę. A mówiłam lekarce że ten nifuroksasyd to mu daję od piątku. Zapomniałam powiedzieć, że na wieczór gorączkuje lekko, ale wydawało mi się to takie nieistotne bo w kłopotach z brzuszkiem często na noc łapie delikatna lub większa gorączka...
No ale 40 stopni???
Całą noc nie spałam...
Wyczytałam, że to może być zakażenie jakimś gronkowcem lub inną bakterią... że najpierw w górach wymioty a potem biegunka i na koniec silna gorączka.
To bardzo możliwe.... Ze swoimi miejscowymi bakteriami znamy się dobrze, a tam w górach zmiana klimatu wody, jedzenia, i mógł coś złapać...
No to idziemy do lekarki. Ja wiem, że ona nie mogła tak z wejścia walnąć mu antybiotyku, wiem... ale miałam przeczucie, że tego dziadostwa jakaś smecta nie załatwi :(
Ech.. Szkoda mi tego kwiatka, ale za rok posadzę go w dużej donicy z dobrym drenażem i może dosypię hydrożelu... Moja babcia mogłaby zostać z kwiatami ale boi i brzydzi się kotów... A normalne że bardziej zależy mi na żywym stworzeniu- na mojej zołzelli....
Kuzynka- wiedziałam, że kota mi nie skrzywdzi- tak jak ją prosiłam siedziała z nią- zrobiła sobie kawkę, włączyła tv i trochę do kici pogadała... Kotom to potrzebne.
A nie chciałam dwóch osób angażować- to mi wyszło. Szlag.
Niestety- kwiatek ulubiony nie przeżył.. Talerzyki kupię. Nie chcę dochodzić jak zginęły i kto się ku temu przysłużył ;)
Była dziś u mnie Anka. Fajnie mi się z tą kobietą gada... Jesteśmy umówione na środe...
Kupiłam cały zestaw akryli do paznokci. Będziemy ćwiczyć. Może nam coś fajnego wyjdzie... Ja na razie jestem zbyt niecierpliwa... Piłuję ten akryl jak jeszcez nie zastygnie i robią się kluchy :(
Ale kwiatuszki i inne zdobienia- calkiem mi już wychodzą...
Ktosiu jechał dziś do pracy w burzę... Wyjechał z domu i za 10 min zaczęło się piekło....
Dzwonił potem, że mało co się nie zesrał ze strachu i że jechał 20 km na godzinę i szukał miejsca coby mógł się skryć... A że mieszkamy w Puszczy to dopiero cpn go uratował...
Jakub fajnie gada- już coraz więcej słów używa- szkoda, że najczęściej - TO MOJE, NIE CHCĘ i GUMA!
A za dwa tyg znów jadę w góry :)
Tylko teraz trochę zmian wprowadzę...
Ostatnio chyba za bardzo pokazałam, że daję sobie ze wszystkim radę...
Bawiłam dzieci- cudze i swoje- robiłam zakupy ( za moją kasę- od marchewki i ziemniaków po makaron i kawę, majonez i wsio inne), gotowałam, prałam, sprzątałam, podawałam- śniadania, obiady i kolacje... Wydalam w chuj pieniędzy i szczerze- robiłam więcej niż w domu... Kilka razy więcej...
Rozczarowała mnie teściowa...
Ja myślałam, że góralki to takie gospodarne, zaradne baby...
A moja teściowa to ani do dzieci pilnowania, ani do gotowania, ani do sprzątania... zakupów też nie robi...
Mleko woli wylać kurom i psu niż zebrać śmietanę, zrobić ser czy masło...
Mają pole ale ziemniaki kupowałam na kilogramy i codzienne maratony do sklepu... po marchewkę, pomidora i ogórka, po rosołki do zupy, po mąkę, cukier, kakao, itp....
Wyżywiałam tym sposobem teściów, siostrę męża z trójką dzieci i w weekend jeszcze brata kawalera co nawet złotówki się do budżetu domowego nie dorzuca a zarabia tyle co mój mąż.
I nawet do mnie nie docierało co robię- tylko mnie kurwica trafiła jak rano wstałam- Leszek poszedł napalić w piecu żeby była ciepła woda, a ja o siódmej rano przytargałam 4 bochenki chleba- bułeczki dla dzieci i teściów, drożdżówki do kawy, wędlinę, sery, masło, kawę, kiełbasę na grilla i słodycze dla dzieci.... I zjadłam śniadanie z dziećmi i Ktosiem, a jak zbieraliśmy się do Szczawnicy to teściowa stwierdziła, że wszyscy wstali to żebym śniadanie zrobiła- no to im zrobiłam bo my jedliśmy- za chwilę teściowa wpada, że nie ma cukru i do Anki co ma 2 miesięczne niemowle przy cycku i dopiero wstała, żeby szła do sklepu, a Anka- to Karolina była w sklepie i nie kupiła?????
I szlag mnie trafił.... Bo do jasnej cholery- oni do mnie w goście przyjechali czy ja do nich???
Moje koleżanki jak od teściów wracają to wypoczęte, uśmiechnięte, w portfelu po kilka setek dla wnuków, w bagażniku a to mięsko a to swojska kiełbaska- prowiant na najbliższy tydzień... A ja naiwniara harowałam cały tydzień i latałam do sklepu jak na usranie.
Za dwa tyg jedziemy i mam zamiar całkiem z innej strony się pokazać... Zobaczymy jak to wyjdzie bo ja też za miękkie serce mam.
Ale gębę też dużą mam, więc jak mi ciśnienie podniesie teściowa to jej zaraz pokażę co i jak... i zadyma będzie i wrócę do domu choćby na pieszo...
Nie mogę się odnaleźć w domu...
Nadgorliwa kuzynka zniszczyła mi kwiaty na balkonie, a ten na którym najbardziej mi zależało po prostu zgnił... A właśnie zaczął kwitnąć... Wiecie... to taki kwiatek że rzadko zakwita w pierwszym roku a często przemarza i trzeba od nowa... Ludzie po kilka lat hodują kobee i nie doczekali kwiatów... a ja pierwszy raz.... Tak się cieszyłam, że mi zaczął kwitnąć jak wyjeżdżaliśmy... Nie było mi dane zobaczyć kwiatów... Teraz jest cały brązowy... Jak mąż wróci z Karkowa to powiem mu, żeby go wyplątał z balustrady i wyrzucił... Pewnie korzenie zgniły...
Tak ją prosiłam- tylko storczyków nie podlewaj... Im nic nie jest jak raz na 2 tyg się podleje... wracam a tam cała podstawka wody, korzenie miękkie jak masło- ale ten chyba się odratuje...
Nie wychodzę na balkon bo mi aż serce ściska...
W ogóle to nie mam ochoty nikomu dawać kluczy do domu... Przyjechaliśmy i mam tylko 3 małe płaskie talerze... No wiem, że nie miałam całego kompletu, ale dwa ubogie komplety- na pewno 6-8 sztuk... No bo jak Wercia u nas nocowała to mi starczyło tych talerzyków i jeszcze na jednym pomidorki pokroiłam... Jak Ktosiu wróci to mu chyba w głębokim jajecznicę podam...
Tylko mnie tak trapi, czy to ja gdzieś posiałam te talerzyki (nic w góry nie wiozłam)... czy to kuzynka przypadkiem przyczyniła się do ich zniknięcia??? ( nie chcę jej oskarżać, ale jak mi przyniosła coś od siebie z domu- chyba mleko i mąkę żebym jej ciasto upiekła to do mąki był przyklejony stary pasek wypłaty mojego męża!!! I już nie wiem czy ja jakieś schizy mam czy to kolejna babcia Alicja co mi wszystko przekopywała w domu jak wyszłam choćby do WC)
Ech... idę zaraz z chłopakami do piaskownicy.
Najadłam się grillowanej cukinii z surówką z pekińskiej kapusty i aż pękam z przejedzenia.