horror :(
Nawet nie wiecie jak się cieszę, że tu Wam skrobię.
Dziś pojechaliśmy do Kozienic ( w dupie mam, blog hasłowany, połowa z Was mnie z nazwiska, nr telefonu i adresu zna!) .... (... ) kiedy wracaliśmy do domu, na horyzoncie, a w zasadzie za lasem bo ja mieszkam w Puszczy Kozienickiej było czarno... Burza....
Poprosiłam Ktosia, żeby zawrócił, ale jemu się nie podobało siedzenie na karku u ciotki, bo i tak trochę się zasiedzieliśmy.... Stwierdził, że jakoś przejedziemy...
Słuchajcie... dosłownie za 2 minuty albo mniej rozpętało się piekło.
Tak wiało, że bujało nam autem, grzmoty, spadające z wysokości gałęzie, grad, oberwanie chmury, wody po połowę kół. Przed nami dwa auta... O tyle dobrze, że czułam się "bezpieczniej"??? złe słowo... w grupie raźniej? Też nie... no ale taka namiastka tego, że istnieje świat... Te czerwone światła stopu.... i nagle światła awaryjne, milion myśli na minutę.... ale najwyraźniejsza- drzewo.... nie przejedziemy... zostaniemy w samym centrum tego piekła....
Jesssuuu... A tu dziewczyna na rowerze?! Gałąź spadła przed nią na szczęście, ludzie z auta sprzed nas chcieli ją zabrać... Nie chciała zostawić roweru.... Wariatka... Ja bym wsiadła.... Chłopak ją prosił, za rękę ciągnął...
Ruszyliśmy... 10-15 minut horroru, krzyk Filipa, łzy, Jakuba zamurowało, nie wiedział co się dzieje, otwarte oczy... Dla mnie każdy metr i każda sekunda...
Ktosiu strach i poczucie winy, szeptał tylko, żebyśmy się nie bali, że dojedziemy.... A wiedziałam, że bał się tych drzew....
I tak po tych 15 minutach zobaczyliśmy delikatną jasność na horyzoncie... I myśl, oby tam dotrzeć, i powtarzane " Filipku, widzisz tą jasną plamę? Tam jest już spokój, 5 minut i tam bedziemy, jeszcze moment, patrz na ta jasną plamę..."
KURWA! Jeszcze nigdy w życiu się tak nie bałam.
5 minut trwało może 2-3 minutki, wiatr zelżał, padał deszcz... Na poboczach było widać auta, Ktosiu jechał wolno a ja mu kazałam cisnąć gaz- chciałam jak najszybciej znaleźć się w domu.. Na poboczu stało auto, Ktosiu zwolnił, dziewczyna wymiotowała... Ze strachu pewnie... Czyli nam się nie śniło...
Pod klatką stała sąsiadka, zapytałam czy tu też TO było... Ale nie, tu była po prostu chwilowa ulewa.... Była w szoku że jestem tak przerażona... A ja nie potrafiłam opisać jej słowami co się tam działo.
Do Kozienic też nie doszło też tylko burza.... Poszło na Wisłę...
Ktosiu przysięgł mi, że zawsze będzie zawracał kiedy go o to poproszę...
A przed oczami mam tą dziewczynę - 16-18 lat... mam nadzieję, że jej się udało... i mam nadzieję, że dojdzie do niej, że rower to niewiele a w zasadzie nic... Jakbyśmy mieli miejsce w aucie to bym wypchnęła Ktosia z kilkoma banknotami, żeby jej wcisnął w rękę i wsadził ją do auta... Ech, no ale dopiero teraz o tym pomyślałam... kiedy jestem bezpieczna...