tytuł
Zmieniliśmy logopedę. Drugie spotkanie i się zakochałam. Babka super, tłumaczy, uczy, cierpliwa... Jeśli Filipowi się źle język ułoży to nie wysyła mnie kolejny raz do laryngologa tylko próbuje, próbuje.. EWentualnie sugeruje, a nie jak tamta- ciągle nas gdzieś wysyłała a terapi ZERO.
Ćwiczymy słuch i pamięć słuchową- zabawy w ciszę, rytm- widzę już małe efekty :]
Co mnie nastraja optymizmem, bo z Filipa inteligencją- jakby nadrobić właśnie ten słuch i pamięć to myślę, że nie musiałabym się już tak bać- jak sobie poradzi dalej, itp..
A nie powiem- po zerówce to z Ktosiem stwierdziliśmy- że tak bywa, że jedni są zdolniejsi a innym tłuczkiem wiedzę do głowy trzeba wbijać i niestety się Młody do tatusia wrodził ( eks nauczył się liczyć jak sklep założyliśmy- tabliczka mnożenia była dla niego kosmosem, a procenty magią ;] i łumaczenie- na co mu się to przyda- a jednak się przydało )...
A wczoraj Filip wrócił z angielskiego zadowolony... " mamusiu, ta pani też umie się śmiać, bawiliśmy się w jakaś zabawę, śpiewaliśmy, kręciliśmy się w kółko i nawet raz wygrałem"... Kamień z serca...
Ja niestety mam podobne zdanie jak Cyniczna... Ha... Po maturze nawet nikt nie ukrywał że jak się nie dostanie na wymarzone studia to na nauczyciela pójdzie... A nawet mam znajomego nauczyciela angielskiego- zawsze fascynował się angielskim- od zawsze- skończył studia i się zaczęło? Co dalej? No i najłatwiej było dostać pracę nauczyciela, douczył się i uczy w szkole. Sory, ale jest głupszy od mojego 7 letniego syna, jest agresywny nawet wobec dzieci, kiedyś tak się bawił z Filipem, że mały miał posiniaczone ręce... męska ambicja nie pozwoliła mu przegrać- to siłą ;) Miałam z nim kilka zatarczek- poważnych- byłam w ciąży jak krzyczał na moją przyjaciółkę, uciszany ( bo Filip się bał i ja też krzyków nie lubię) nie reagował- zrobiłam taką zadymę że masakra, wyrzuciłam go z domu, ale nie wyszedł :] Uważał, że nic się nie stało i gadał sobie z Ktosiem- nadawał na mnie, że bronię przyjaciółeczki itp a Osioł zamiast go wyjebać to próbował załagodzić sytuację... Teraz jestem pewna, że inaczej by się zachował. Na szczęscie z tym człowiekiem mam zerwane kontakty, na ulicy patrzę w drugą stronę, a jak mąż chce z nim pogadać to czekam w bezpiecznej odległości. A jakby przyszło co do czego- to podpisałabym się dwiema rękami pod tym, że ten człowiek nie powinien funkcji społecznych sprawować. Jak chce uczyć angielskiego to w zakładzie karnym, bo taki skurwysyn to tylko tam się nadaje...
Po za tym- rozchorowałam się, zajadam się czosnkiem, w nocy spac nie mogłam przez zatkany nos... Ledwo mówię taką mam chrypę, ale humor mi dopisuje...
Rano próbowało słońce przedrzeć się przez chmury... i w takich momentach se myślę- jaka ja jestem szczęśliwa- mimo tej choroby co podcina mi skrzydła i utrudnia życie- mimo tego kataru- mimo silnego charakteru Jakuba, - mimo rodziny nie najciekawszej- mimo że mąż tak ciężko i tak daleko pracuje, mimo że mamy małe mieszkanie a spłacać będziemy je długo, itp- jestem happy ;]
Taaa... jestem marudą ale zawsze staram się widzieć szklankę do połowy pełna a nie pustą :)
P.s. dziś o 15ej przychodzi niania na próbę ;] Gimnazjalistka- rozgarnięta bardzo- wiem- bo to córka Anki- jak jestem u nich to sprząta, planuje zakupy, pyta "kto tak urąbał wannę?" i zaraz się bierze za jej szorowanie- siedzimy przy kawie w pokoju, a ona przynosi banany posmarowane nuttellą i podgrzane w mikrofali- a nikt jej nie prosił, żeby nam jakiś deser zrobiła :)... z resztą już 2 razy wzięła Jakuba na spacer, ale wtedy w ramach litości dla mnie i Anki- żebyśmy mogły w spokoju pogadać :) Teraz troszkę na innych zasadach to będzie. Mam nadzieję, że mnie czyms nie zrazi, bo pomimo dużej sympatii wobec niej fioła to ja mam przede wszystkim na punkcie swoich dzieci ;]