Odtłuszczanie, to przede wszystkim mam teraz w głowie... Nie wiem... jakieś 2-4 kg w dół w ciągu 1,5-2 miesięcy napawa mnie optymizmem, ale zaczynam się łamać, np znów piję witosha co jest beeee. 1,5 miesiąca bez alkoholu, kawy, słodyczy... Kawa znów mnie kusi, dziś się złamałam i otworzyłam nowe opakowanie... nie wytrzymałam, duży kubek wypiłam. Za to wprowadziłam kilka ćwiczeń typu canaletix... rozciąganie, delikatne ruchy, wiem, że to działa, tylko trzeba cierpliwości...
Przez to ciągłe myślenie że tego nie powinnam, czy śmego zaczęłam być drażliwa, a że Jakub z Filipem mieli dziś gorszy dzień to po południu miałam lekkie załamanie nerwowe, kurwa, byłam złą matką, zołzą czepiającą się o wszystko... Wypiłam dwa kubki melisy i od razu stosunki nam się poprawiły... Ale i tak żałuję... Boszeee, co za dzien, dobrze ze już się skończył.
Jutro będzie lepiej, musi!
A co do odtłuszczania. Od urodzenia byłam niejadkiem, matka się najeździła po lekarzach, słabe szanse mi dawali na przeżycie... Ale przeskoczyłam magiczny 7 rok i jakoś poszło z górki (czekam na to u Filipa)... Ale miałam super przemianę materi i koleżanki mi zazdrościły, że batony Bajkowe czy Pieroty wpiepszałam po kilka sztuk i nie tyłam... Zaczęło się jakoś po mojej osiemnastce... Coraz trudniej zaczęło mi się utrzymywać wagę, przed studniówką to był koszmar, z 36 weszłam na 38 a nawet 40... i trudno było mi to utrzymać, a po ciąży z Filipem to już koszmar, wtedy odkryto u mnie niedoczynność tarczycy, leczyłam może przez rok, a potem się pogodziłam z moimi krągłościami i pożegnałam z tabletkami które powodowały już u mnie odruch wymiotny...
Jak się wyprowadziłam od Eksa i przeprowadziłam do mieszkania wynajętego przez G to zmieniło się całkiem moje życie, nagle sama o wszystkim decydowałam, miałam dużo czasu dla siebie, bo Filip do 15ej w przedszkolu... zaczełam ćwiczyć, zgubiłam brzuszek i na Sylwestra z G mogłam zał0ożyc panieńską kieckę, dość rozciągliwą, ale byłam dumna, że tej oponki juz prawie nie mam :) ale on... przynosił mi do łóżka jajecznicę z kukurydzą, po północy piekliśmy pizzę, dużo piwa, wina i w ciągu kilku dni nadrobiłam to co gubiłam przez kilka miesięcy... A potem zaczęło się psuć między nami to już tyłam i chudłam na potęgę... Jednak z tym pierwszym na plusie.
Jak poznałam Ktosia, to bardzo mi zależało, znów myślenie o każdym kęsie... Troszkę spadłam... jak sytuacja się już wyklarowała i zamieszkaliśmy ze sobą to znów kilka kg na przód... a po ciązy z Jakubem choć dużo tak bardzo nie przytyłam znów zaczęłam bardzo tyc choć byłam tylko na gotowanym kurczaku i wodzie...
Endokrynolog... znów prochy, ale jakoś znoszę, jakoś łykam, ale w zasadzie nic się nie zmieniło... Podobnież czasu więcej trzeba...
I się zaparłam... Pewnego dnia znów miałam do Ktosia pretensje o jego rodzinę... Zeszło na jego brata, który powiedział matce, że tak się wtrącała, a już tamta była lepsza bo chociaż szczupła była ( o aśkę chodziło)... Zawsze Ktosia prosiłam o szczerość, wiem, że może nie potrzebnie, może nie powinien mi powtarzać takich rzeczy, ale bardzo mnie zabolało, że dość inteligentny facet widzi tylko moje nadprogramowe kilogramy... że nie widzi jaką dobrą mamą staram się być, że dość dobrze gotuję i ciągle mam ochotę się uczyć, nie widział że można ze mną pogadać o sprawach o których pojęcia nie ma jego żona czy nawet Ktosiu... widział tylko moje sadło... i to, że nie jestem góralką...
I wtedy coś pękło we mnie, popłakałam się i zaparłam...
Każdy myśli, że zaczęłam się odtłuszczać i dbać o siebie ze względu na ślub... Tylko ja i Ktosiu wiemy jaka jest prawda...
Osioł z jednej strony wspiera mnie w tym co robię, z drugiej strony twierdzi, że nie powinnam iść w zaparte i pokazywać komuś, udawadniac komuś, bo to bez sensu...
A ja bardzo chcę, i trochę się boję bo zaczynam się łamać.
Tak czy siak, mam plan, że w Sylwestra jedziemy do Ktosia matki, pewnie z bratem jego się zobaczymy i chcę, żeby szczena mu opadła.
Wiem, że oczka mam ładne, głos taki, że jak mam coś załatwiac to tylko przez telefon ;) W główce też mam coś niecoś, więc zadbam o mój tyłek i w końcu po odtłuszczeniu będę mogła zaprezentować moje zajebiste nogi. To jest mój atut bezwzględny. O którym Ktosiowy brat nic nie wie... I choć on jest bardzo przystojny, opanowany, pewny siebie to wygram z nim w starciu na wzrok, bo dwa razy już wygrał... wyrównam wynik :)
A potem melodyjnym, delikatnym głosem będę rozmawiała poprawną polszczyzną z moimi dziećmi... i wiem, po prostu jestem pewna że w tym cwaniaku coś drgnie. I nie tylko w nim...
Ktosiu trochę się boi, że ... Sama nie wiem, tzn że może przesadzę i jego brat się we mnie zakocha albo mnie zapragnie ;) Tzn on jest świadomy, że J jest przystojny, inteligentny i w moim typie ;) A zauważył, że i ja w jego bracie jakieś emocje budzę, przez pyskowanie (do Ktosia) pewnie... Iskrzyło po prostu, peszył mnie jego wzrok... Unikałam go, a on się patrzył i ciągle coś do mnie mówił... na Pani... a ja byłam taka jakaś niezdara, że nie potrafiłam wybrnąć z tej sytuacji...
I front zmieniam, pokazywałam przy znajomych i rodzinie Ktosia że on taki byle jaki i pantoflarz... a teraz mam zamiar pokazać im jak dobrze nam ze sobą i będę przesłodzać wszystko, aż się porzygam gdzieś na uboczu....
Aż strach mi bedzie przymierzyć sukienkę, gorset jest sznurowany więc mogę nawet chudnąć do 38 ale spódnica jest dopasowana i już się boję że z tyłka bedzie mi spadać..
Ech... Pożegnałam się z rozmiarem 46 i zajebiście się cieszę z 44 :)... Moim marzeniem jest 42, a to już tak blisko ;) Bo tyłek mam już 42/44, a brzuch i barki 44... trzeba się wziąć za jakiś sport, bo dieta to nie za wiele...
A jakie mnie ździwko ogarnęło... Matka robiła porządki w szafie i kazała mi zabrać skórzaną kurtkę którą dostałam od G... Matka była na nią napalona strasznie i jej ją dałam, bo ja się czułam w niej jak terminator, ledwie się ruszałam... Taka ciasna byla..
Matka stwierdziła, że w niej nie będzie chodzić bo za ciężka i żebym ją na allegro sprzedała...
Przymierzyłam a ona na mnie nawet za luźna! Chodziłabym tylko matka zgubiła pasek od niej... No ale wisi teraz sobie w szafie i jest takim łącznikiem z przeszłością... Jak ją zakładam to od razu poprawia mi się humor :) Ech... 44 :)