zawiedziona
Mąż został wygnany z domu :) Niech szuka roboty.
Ale wczoraj mnie wkurzył... Przez cały dzień napisał jednego sms'a...
A przecież ja też jestem ciekawa, ja też się martwię...
Dzwoni po 20ej. I zaczyna gadkę że chyba klocki musi wymienić w aucie, bo coś mu trze.... Itp.. Ja pytam o efekty poszukiwań, a on, że nic nie ma, że jak już to 12 zł za godzinę i to z łaską, i jedynie była fajna oferta ale na działalność swoją.... więc pytam, czy dzwonił do Warszawy, że kiedyś pracowali w Warszawie, że dało się dojechać, że może już tyle nie będzie zarabiał co ostatnio, ale zawsze coś.... A on, że może jutro będzie dzwonił bo dziś jest zmęczony... No to pytam do której szukali pracy- do 13-14ej... No to wkurwa dostałam. Aż mną zatrzęsło. 6 godzin nie miał czasu do mnie zadzwonić, 6 godzin nie miał czasu zadzwonić do Warszawy...
A ja, żeby coś robić to albo przy komputerze wysyłam cv, albo spisuję nr telefonów, albo wycinam, szyję.... zamiast z dziećmi jakoś fajnie spędzać czas....
Ech... Zawiedziona jestem tym moim mężem. Jego zachowaniem...
Zawsze było tak, że w domu był taki niepozorny facecik- dwie lewe rączki i gadka szmatka, w pracy zaś wojownik, specjalista... Trudno było mi to zaakceptować, bo czasem w domu potrzebowałam prawdziwego mężczyzny a nie takiej laleczki... Ale widocznie jemu rola laleczki bardzo się podoba...
Szlag.
Ale we mnie jakiś dziwny spokój, że się poukłada.
Wieczorem wkleję zdjęcia...
I nie pracuje na 14 piętrze kiedy wieje halny od Tatr a dźwigi są wstrzymane, a termin goni.
Nie pracuje na mrozie i w deszczu i w śniegu, nie pracuje w prawie 40 stopniowym skwarze...
Nie da się pracy cieśli szalunkowego porównać do pracy kierowcy.
Każda praca ma swe uroki.
Jak ma pracować 300 km od domu za 12 zł za godzinę to normalniej jest podjąć decyzje o byciu ochroniarzem w Stokrotce za 11,50 zł. Mieć dom pod nosem, wracać na ugotowany obiad i do czystej pościeli...
Ale mój jednak woli budownictwo i normalną stawkę. I nie jest budowlańcem bo nie miał głowy do nauki i tylko na fizyczną cieżką robotę się nadawał. Bo mój mąż zrezygnował WATu (Wojskowa Akademia Techniczna) właśnie dla betonu
Dodaj komentarz