woooow
Ojciec mnie poratował i złożył komodę... Przez 4 godziny z nią walczył. Ale nie pozwolił mi nigdzie nic wkładać bo jeszcze będzie sprawdzał poziomicą czy wszystko oki... Szafa niby trochę leci w bok i robią się szpary między segmentami... Szlag...
A dziś mamy wziąć się za biurko :) Pewnie znów 4 godziny... słuchania o dziadostkich śrubokrętach, że śrub brakuje, a zaraz jest tyle ile być powinno... Cholera, wiem w kogo się wdałam ;)
Piękna pogoda, Jakub mi zasnął w drodze ze szkoły, miałam z nim połazić, ale może ogarnę łazienkę... albo moją czuprynę? ;)
P.S. Jakuba "kręcą" nowe nabytki a najbardziej te szuflady... Na szczęście mają zabezpieczenie przed wypadaniem... ale nie mają zabezpieczenia przed trzaskaniem i przycinaniem paluszków.. Prosiłam, tłumaczyłam, krzyczałam- zero efektów! Wrzuciłam na luz.. Przyciął palucha raz, a potem drugi i była rozpacz i łzy jak grochy, ale komoda nagle przestała być atrakcyjna... Oczywiście wg niektórych wyrodna ze mnie matka :]
Myślałam, że "krzywdzę" chłopaków pokój moją wizją pomarańczowych ścian... a dziś chciałam wyprać Filipa prześcieradło a on : mamusiu, nie ruszaj go, to mój ulubiony kolor (orange)... Tak więc farba strzał w dziesiątkę, a teraz nad dywanem się zastanawiam, takim chodniczkiem w zasadzie- w paski różnej szerokości- krem i różne odcienie pomarańczy... Hmm...
a ściany i prześcieradła tez mam orange od lat trzech i nie chcę zmieniać
Dodaj komentarz