spadają liście
Miałam mylne przeczucie, że w październiku się wszystko ułoży :) W marcu kiedy przeżywałam ostrego doła mówiłam sobie.. oby do października :) I już prawie koniec i nic się nie wydarzyło. Były może dwie iskierki, że spełnią się moje życzenia, ale nic z tego.
A w tym miesiącu mam takiego pecha że głowa mała... Nigdy nie miałam takiego okropnego miesiąca.
Nie pamiętam już tych wszystkich wpadek i przypadków, ale...
1.Rok temu dostałam od rodziców yukę. Yuka była zaszczepką :) Ale pieściłam, nawoziłam i wyrosła piękna :) Dumna z niej byłam strasznie... jeszcze połączyłam w doniczce dwa rodzaje kwiatów... super to wyglądało...
Trzymałam ją na parapecie w kuchni... w lato na zewnętrznym :( I jak już się przymrozki zaczęły pojawiać to szukałam dla niej miejsca w mieszkaniu a że chciałam jeszcze pomalować jedną ścianę, postanowiłam, że następnego dnia :) I budzi mnie Filip o 5ej.. Idę do kuchni, odsłaniam zasłony a tam yuki nie ma! No Romeo, nikt inny! Łaził po parapecie i yuka spadła. Szlafrok, piąta rano a ja pod blokiem... Yuki nie ma :( Ktoś ją zarąbał :( Oj... przeklęłam człowieka... a kwiatka nie ma... Bo cham mógł sobie wziąść te nasturcje co mi tak jeszcze pięknie kwitną na balkonie! Cholera! Urok mieszkania na parterze!
2. Dzwoni do mnie rano facet, że ma dla mnie pracę :) Wpadam w panikę. Nie wiem jak się ubrać na spotkanie. Z poniedziałku tak :) Dzwoni telefon... Jakiś dziwny pan- też proponuje mi pracę. Sprzątanie... Kilka bloków dalej. Pieniądze nie duże, ale zawsze coś. Dziwnie się z nim rozmawia więc umawiam się na dzień następny. Facet mnie żegna " no to cześć, do jutra"... Zaraz wchodzi listonosz i przynosi mi spóźnione dwa tyg alimenty. Z poniedziałku :) No musi być dobrze :)
Spotkanie bez sensu. Facet wkłada mi jakieś kity o jakiś ankietach... aż w końcu zaczyna wypytywać czy mieszkam sama... Wiadomo co potem proponuje... A więc dzwonię do tamtego drugiego... Już się cieszę jak wariatka, że może coś się zmieni na lepsze.
Ale facet nie odbiera... wciąż poczta głosowa. Wielkie buuuuu....
3. Kupuję młodemu wyprawkę do przedszkola. W pażdzierniku! Bo w czerwcu mój eks małżonek poinformował mnie że on się tym zajmie. Ja głupia myślałam, że z własniej nieprzymuszonej woli! A on mi gada 15 września że w tym miesiącu nie wyśle alimentów... bo jak kupi wyprawkę to nic nie zostanie!!!!!!!!, G mi nie wysyła pieniędzy, jest kicha, ale mówię eksowi, że sama bym kupiła jak bym wiedziała! I jeszcze mam pretensje bo w czerwcu można było składać jakieś wnioski o dotację z UE do tych wyprawek. Myślałam, że on wziął te 70 zł i dlatego oferuje że kupi tą wyprawkę. Nerwy straszne. Ale... kupuję w końcu tą wyprawkę(60 zł?a nie 200). Filip przeszczęśliwy, że całą torbę kolorowego dziadostwa ma w domu i oczywiście.... wtaje ok 5ej. Ja nieprzytomna i nieświadoma zagrożenia. Potem się okazuje że wszystko jest wywalone z torby a jedne kredki i blok zaatakowane :(
I rano wręczam eksowi torbę i proszę, że jeśli może to niech kupi jedną paczkę kredek świecowych.
-"przecież dostałaś pieniądze!"-warczy na mnie i wsiada do auta...
Zatyka mnie... nawet nie zdąrzyłam mu powiedzieć dlaczego go proszę o te kredki... jak bym wiedziała, że mi rzuci taki tekst to bym wyszła przed blok z portfelem.
Pierdoła, nie? A ja się przejmuję. Ale taki mam charakter.
4. Popsuł mi się aparat fotograficzny, lustrzanka od G, coś tam urwałam i kicha :(
5.włączone żelazko... 4 godz w domu mnie nie było...
Byłby jeszcze numer 6 i 7, itd... ale to co ja zrobiłam to się w głowie nie mieści. Zostawię to dla siebie ;) Do tego wiele małych przykrości... zgubienie kodów do konta... starcia z matką... zgubienie sera żółtego :) serio!
Dodaj komentarz