po weekendzie
Eks nie wziął na weekend młodego, więc spędziliśmy dwa dni bardzo rodzinnie... W końcu w mojej mieścinie zrobili bezpieczny i fajny plac zabaw, więc oczywiście podjechaliśmy, żeby Filip się wyszalał. Miło, że nie musimy już 18 km jeździć. Tylko jednak w K. jest o wiele spokojniej. Dzieci są pilnowane przez rodziców. Jakiś stróż się kręci... a u nas totalna samowolka... Ale przecież nie można mieć wszystkiego ;)
Pełno rodzin na ławeczkach... i ja z buźką wystawioną do słoneczka. Oczywiście Ktosiu musiał jechać na sygnale do domu, bo zapomniałam zupę zdjąć z ognia :)
Z nowinek.... Pierwszy raz zwymiotowałam ciążowo.. Udawało mi się dotychczas powstrzymać... ale oj oj oj... Pokój, przedpokój i łazienka do czyszczenia. Ktosiu bez mrugnięcia okiem wziął się za ścierkę i mopa... W ogóle z Filipem przyjęli to jak radosną nowinę ;) Potem młody się pytał dlaczego Kubuś tak mi w brzuszku dokucza?
Wieczorem mieliśmy gości. Przywieźli mi zachciewajkę- twistera z KFC :) Zrobili jakąś mexykańską potrawę... Napiłam się pół kieliszka swojskiego winka. Ktosiu strasznie się złościł.
Pilnuje mnie jak wariat. Nie pozwala używać soli, itp. Aż kupiłam mu gazetę o ciąży. Usiadł i łyknął ją na raz. I w końcu przyznał, że moje spanie to naturalna sprawa i całą niedzielę sobie podsypiałam pod kocykiem. Tak to pewnie myślał, że ściemniam ;)
Dziś nasze pierwsze USG. Troszkę się przestraszyłam bo w mądrej gazecie napisano, że do 12 tyg robią USG wewnętrzne... Znów mi coś do środka będą wsadzać? :( Oby nie. I boję się... Niech wszystko będzie ok... a fasolka zdrowiusieńka. Trzymajcie kciuki :)
oczywiście, ze wszystko będzie ok:) trzymam!:)
Dodaj komentarz