naciski i ściski
Zmęczona jestem po świętach... a Wy? :)
Ale było prawie ok :)
Prezenty się udały... Nastrój prawie też :)
Zawsze byłam sztywniara bo nigdy poza domem nie piłam powyżej szklanki piwa, czy pół kieliszka wina- bo dzieci... Odpowiedzialność... Za to mój mąż choc deklaruje że nie lubi to z moim ojcem zawsze chętnie 3-5 kieliszków wypił... i mnie potem wkurwaił swoim stanem, bo po powrocie do domu on miał ogólnie wszystko w dupie i niezbyt przyjemnie mnie o tym informował ;) Np że dziś nie wykąpie dzieci, a mi się wtedy ciśnienie podwyższało i zadyma była...
Teraz dałam w 2 dzień na luz... Piłam tak jak wszyscy albo więcej ;)- witosha oczywiście :) I wszyscy oburzeni bo ja się śmieję, gadam, polewam, a kurcze mój mąż musi szukać pieluchy i ją dziecku wymienić... A że też pije to mu bardzo nie w smak, tym bardziej że teść na fajeczkę woła....
I w końcu się okazało, że ja jednak jestem fajniejsza jako sztywniara :) Bo spiłam moja siostrę i ona się pokłóciła ze swoim chłopakiem, mój mąż był z lekka wcięty ale ja totalnie nie byłam nim zainteresowana... Jedną zadymę ino zrobiłam... Ale ogólnie było śmiesznie i bezpiecznie- wujek Martin się dziećmi opiekował a w zasadzie to ja miałam jakiś czas na picie bo po pewnej ilości witosha to ja tylko lulu się nadaję a tu przegryzając rybką, bigosikiem, indykiem, i innymi specjałami... No po prostu miałam lekki humorek, ale nawet mi się w łebku nie zakręciło... Byłam świadoma wszystkiego... a najbardziej reakcji na to jak nalewam sobie kolejny kieliszek wina- moi rodzice w lekkim szoku, mąż obrażony, siostra happy.. haha...
A ogólnie to wkurwiałam się bo cała rodzina Ktosia pisała ciągle i dzwoniła z jednym pytaniem KIEDY PRZYJEDZIEMY???!!! Nawet zapomnieli o życzeniach świątecznych :)
Nosz kurwa, to jest 20 km i se wsiadamy i jedziemy... Mój mąż co tydzień robi 500 km do pracy... No to w święta trzeba mu i synowej i wnukom zafundować 700 :)
Wiecie... Teraz jest ucisk męża, żebyśmy chociaż na Sylwestra pojechali, ale... Dziś o 3ej rano pojechał do Krakowa, jutro około 20ej wróci 250 km z Krakowa... I wypadałoby w nocy o 3ej wyjechac do teściów, żeby znów nie wjebać się w korki na Zakopiance i dokopać sobie 2 godziny dodatkowo GRATIS.... No i w sobotę byśmy musieli wrócić, czyli 2-3 noce???? 700 km... Kilka setek z portfela wziuuummm... I zamiast wypocząć to znów będziemy się szarpać z jazdą od siego do owego, bo nie wypada tego czy tamtego nie odwiedzić...
Kurcze, ja ich lubię nawet tylko mnie wkurwia, że oni nie wiedzą, że dla nas to ciężka droga... że sporawe pieniądze i sporawy czas siedzenia w aucie... Oni jak my zapraszamy to albo udają, że nie słyszą, albo się śmieją, że przecież my powinniśmy w góry jechać...albo nawet kilka razy usłyszeliśmy, że jeszcze nie zwariowali., żeby z nudów tyle kilometrów jechać...
A nam się kurwa nudzi...
Nie no... coś muszę zrobić bo mnie ta presja rozpierdala w środku.
Ja wiem, mnie wszyscy zazdroszczą teściów pod Babią Górą... Ale ja zaczynam sobie współczuć :(
Tak MY... ciągle MY...
Na nich nie można liczyć i chuj...
Dziś to se pomyślałam, że muszę jakieś starcie złapać z teściową i się skończą te emocjonalne naciski że oni za wnukiem i mną i Filipem tęsknią, że przecież oni wszystko dla nas... szlag.
Mój mąż niby mnie rozumie ale tez jest między młotem a kowadłem...
Też zaczyna się wkurwiać bo jak matka 4 razy w tygodniu dzwoni z pytaniem kiedy przyjedziemy to już jej warczy, że nie wie...
A mnie też już się ciśnienie podnosi, bo przecież jak będziemy się wybierać to na pewno chociaż z 10 godzinnym wyprzedzeniem poinformujemy...
Kurwa kurwa, kurwa!
A to moje dziecie które dorwało wózek dla lalek :)
:)))
Dodaj komentarz