kłopoty
O ja pitole... a po co ten kod pod spodem?
Wrr... To mi się nie podoba...
U nas oki.
Jakub robi się coraz bardziej kochany, próbuje coraz więcej mówić, łączy wyrazy w krótkie zdania, zaczyna opowiadać, kojarzyć... Fajne to... Na spacerze widzimy kiepa, a on " mamooo, tata fuuu". :)
Nadal jego wielką pasją są bum bumy. Ciągle jeździ na motorku, jeździku, rowerku, ciągle samochody nosi w rękach, przyczepia coś do motoru i wiezie towar...
Czego w nim nie lubię to bałaganiarstwa. Ciągle sprzątam i ciągle jest brudno- rozwalone zabawki, wygrzebana ziemia z doniczek, powyjmowane pranie z pralki, powieszane na rowerku, notorycznie drze chusteczki w drobny mak, wypluwa jedzenie na dywan, wypluwa sok/ herbatę na siebie, wyjmuje z szafek różne szpargały, wysypuje makaron/ cukier. Grzebie w sedesie/ nocniku. Chowa nam klucze, piloty i inne ważne rzeczy. Wyrzuca woreczki/zabawki, papierki po cukierkach do sedesu... Mam pełno roboty dzięki niemu. Jestem cholernie zmęczona.
Z Filipem mam kłopoty, wczoraj i dziś symulował chorobę, żeby nie iść do szkoły.
Dzieci go nie lubią. Bo jest za wrażliwy, płaczliwy, nie zna się na żartach, a że ma wielką potrzebę podobania się, akceptacji i zwrócenia na niego uwagi- to robi różne rzeczy. A jak reakcja dzieci jest nie taka jakby chciał- to pysknie- Ty głupku, ty świnio... Jednym słowem ma przejebane. Bo nikt się z nim nie chce bawić.... Z drugiej strony wiem, że on święty nie jest i to jego wina, że ma taką renomę... Niestety tłumaczenie mu zachowań w grupie jest przez niego naśmiewane, ignorowanie, doprowadza mnie to do szewskiej pasji.
Serce mi się krajało jak była wycieczka i rzadne dziecko nie chciało z nim stać w parze.
Ja miałam ten sam problem w podstawówce, ale dlatego, że byłam bardzo nieśmiała.
A on najpierw podokucza, ponaśmiewa się bo niby olewa, że go nie lubią, a potem płacze, ma żal do wszystkich...
Do tego zaczęły się kłopoty z koncentracją i głównie z matematyką.
Jest mi ciężko.
Co robię źle????
Z Ktosiem jako tako.... Ostatnio nadajemy na innych falach. Tzn zaczyna mnie wkurwiać to, że jak jemu nie pasuje jakaś rozmowa to albo się nie odzywa, albo zmienia temat. Próbuje także sztuczek pt zobaczę jaka będzie jej reakcja. Są też pytania bez odpowiedzi... Irytuje mnie to... Co zrobić na obiad???? ... Cisza.... Robię gulasz.... On skrzywiony... Ja zła bo nie odpowiedział... że mnie zignorował. Głupie NIE WIEM by powiedział i by było lepiej.
Planowałam wyjazd w góry- próbowałam z nim rozmawiać, ale
najpierw stwierdził, że jedzie z Jakubem sam, bo nie chce mnie zmuszać do jeżdżenia tam, a przy okazji ja odpocznę i poświęcę czas Filipowi nie jedziemy wcale bo Anka urodzi w połowie maja i po co dwa razy jeździć... Szkoda kasy i Jakub mu będzie marudził w aucie. Przecież pojedziemy zobaczyć maluszka pod koniec maja... pytam czy jedziemy- dwa tyg przed- odp: możesz jechać, o 16:10 masz pociąg ... szlag mnie trafił, ale zagryzłam język...Opowiadam mu o tym, że może kupilibyśmy jego rodzicom nowe okno do pokoju- tam gdzie śpimy... Oni mają wyjście na podwórko przez szopę, a tam strome schody- ja mam lęk wysokości, mówię mu, że by wylał mały taras, kilka schodów i w lato można by było swobodnie wychodzić, pomysł mu się podoba nawet... mamy po południu gości, gadamy o wyjazdach weekendowych, ja mówię Ance, że pojechałabym w góry, tęskni mi się, on się nie odzywa, w końcu strzela, że pracuje 1 maja bo to komunistyczne święto a inwestorzy popędzają... a na 1 noc to mi się nie uśmiecha jechać. Wydaje mi się proste- nie szykuję się, nie jadę...
we wtorek jednak dostaję sms,a czy jedziemy do mamusi... Jestem zła na niego bo jak jest w Krakowie to dzwoni jak na usranie, w domu tylko potrafi rozmawiać ze mną o tym jakie ciasto upiekę i o seksie. Odpisuję, że mi skutecznie wyjazd zniechęcił.
Oczywiście przyjeżdża z pracy w czwartek- obraza, w piątek rano- dzwoni jego matka- jeszcze gorsza obraza, kłótnia... To oczywiście ja robię PROBLEMY, to moja wina.
Jest mi przykro, ale nie czuję się winna, więc usuwam się z jego pola widzenia, nie idę z nimi na spacer pod pretekstem gotowania obiadu, potem siedzę z gazetą w innym pokoju, tak organizuję sobie czas, że się mijamy... On oczywiście przynosi kwiaty i przeprasza. Moim zdaniem bez sensu, bo po co przeprasza jak nawet nie chce mu się zastanowić nad całą sytuacją, ale dla dobra ogółu- czyli dzieci- próbuję, żeby było NORMALNIE.
W sobotę jedziemy do Powsina na wycieczkę, Jakub i Filip są wyjątkowo grzeczni więc odpoczywamy, jest fajnie, ciepło...
Wieczorem wracamy, robię szybką kolację, rozmawiamy o roślinach w ogrodzie botanicznym PAN, nadajemy na tych samych falach... Co mnie bardzo cieszy bo chociaż on lubi kwiaty nie podziela mojego zaangażowania w sianie, podlewanie, pikowanie, latanie balkon- mieszkanie...
Marzy mi się, żeby nam się zawsze tak rozmawiało... Oczywiście po tak fajnym dniu jest fajny seks- prawie godzinny!!! Zdechłam- nie mam kondycji, on przeszczęśliwy, że mnie tak zmęczył...
Następnego dnia ten sam problem- ja chcę rozmawiać a on focha ma... że siadłam na chwilę do komputera- że nie przyszłam się poprzytulać pod kołderką. Źle się czułam- psychicznie/ fizycznie, nie poszłam z nim do Kościoła...
Wieczorem rozmowa- ja o krowie, a on o rowie... zapytałam o czym było kazanie w Kościele, a skończyło się na tym, że on nie potrafi ze mną rozmawiać (na żywo, w domu, w weekendy_) .... bo ma popsutą klawiaturę w telefonie...
p.s. ja wiem, że kłopoty w jego pracy, moje zmęczenie, chaos związany z dziećmi... ale przecież tak zabija się miłość...
Tak jakby to było 20 km :)
A ja to coraz częściej odpowiadam To Wy do nas przyjedźcie ale oni mają krowę, a ja mam kota :) i kwiatki na balkonie do podlewania...
Tak więc do mnie już nie dzwonią :)
O Filipie - zafrasowanie.
O Ktosiu - .............
Ale że się Ktosiowa matka do Was wtrąca???!!!
Dodaj komentarz