i po weeekendzie
Trzy dni mało co byliśmy w domu. Odwiedziliśmy sister z Bartusiem- zrobiłam kilka fotek, ale aż wstyd zamieścić... Taka szczurkowata na buzi się robię, niby dobrze przybieram na wadze, brzuszek całkiem okrąglutki, apetyt porządny mam, a twarz taka zabiedzona ;)
Potem wpadłam na cmentarz do dziadków, chłopaki zostali w aucie, bo czasem to mam ochotę sobie łezkę uronić i nie chcę żeby ktoś mnie wtedy pocieszał...
Nie zdążyłam się jeszcze dobrze rozczulić jak zadzwoniła ciocia, że wstawia już ziemniaki na obiad i żebyśmy się streszczali.
Filip był taki grzeczny, że siedzieliśmy tam do wieczora.... Usnął nam w aucie oczywiście...
W niedzielę Ktosiu skoro świt wypadł do Kościoła, a Filip rzucił hasło babcia :) Sms'em zawiadomiliśmy rodziców, żeby wstawali z łóżek bo się wybieramy. Mieliśmy wpaść na chwilkę, w końcu z mamą robiłam obiad a po nim wafle z nadzieniem kajmakowym :)
I wcale do domu nie trafiliśmy. Była taka śliczna pogoda, że umówiliśmy się ze znajomymi na spacer po lesie :) Chłopaki gdzieś znikli a ja z przyjaciółką zrobiłyśmy debatę na kogo zagłosować :)
Potem kawki, herbatki i znów na sam wieczór do domu dotarliśmy :)
Poniedziałek minął nam na sprawach porządkowo- załatwieniowych.
Ktosiu jak głupi jeździł od mechanika do mechanika. Jeden nas pocieszył, że to jakaś mała usterka, że pewnie coś się rozregulowało, ale musimy jechać na komputer... Pojechaliśmy do Radomia... 60 zł badanie które nic nie wykazało... tzn wykazało, że wszystko jest w porządku i mamy sprawne auto :)
Tak więc RYZYKUJEMY i za 11 dni kierunek ZAKOPANE i placki po węgiersku w Martino w NT!
Jak znów nie dostanę jakiejś fobii wspomnieniowej i nie odwołam wszystkiego... ale na wszelki wypadek zrobię może rezerwację :)
Z przyczyn oczywistych te drugie odpadają...
I jeśli zamieszczam na blogu jakiekolwiek zdjęcia to głównie dla moich blogowych przyjaciół a nie dla NIEWIADOMOKOGO! pozdrawiam
Dodaj komentarz