coraz bliżej...
Nie śpimy od trzeciej z kawałkiem. Filip strasznie kaszle. Gorączka, ale paracetamol już pomógł... Po południu przychodnia zdrowia. Niestety lekarka gaduła, ta która do mnie prywatnie przychodziła. Pewnie bedzie opóźnienie i w gabinecie się nasiedzę... i leki pewnie homeopatyczne bo to przeciwniczka antybiotyków... Ale w sumie to dobry lekarz. Każdy wątpił w moją odmę, a ona nie.
Ktosiu dzwonił przed chwilą z budki telefonicznej :) Bedzie dopiero wieczorem, bo spotkanie opłatkowe. Ciekawa jestem czy prezenty mu się spodobają, bo obkupiłam się jak głupia :) Chcę jakoś załagodzić jego ból, że pierwsze święta na równinach i bez góralskiej rodziny... Ale z drugiej strony to ja za rok będę cierpieć... A on wcale nie ma tak źle, bo moja rodzina już go traktuje jak swojego :)
P.S. Ten okres przedświąteczny jakoś wyjątkowo przeżywam. Zawsze umęczona sprzątaniem, gotowaniem, zakupami... stresem czy zdąrzę... a teraz luzik totalny. Jak się czegoś nie zrobi to się kupi, ze sprzątaniem nie szalejemy, i te pytania Filipa o Boże Narodzenie... bardzo dociekliwe :) Ktosiu się zachwyca, że "znam się na tych sprawach"( przecież niejednokrotnie nazwał mnie ateistką, bo np przeczytałam Kod Leonarda da Vinci...)A ja staram się jak mogę, żeby wytłumaczyć młodemu dlaczego obchodzimy święta. Opowiadam o Dzięciątku Jezus, o trzech Królach, o kolędach, łamaniu się opłatkiem, itp... Jest po prostu tak jak być powinno. I z tego bardzo się cieszę...
Dodaj komentarz