c.d.
Wczoraj miałam lekarską wizytę domową. Babka zbadała mnie, stwierdziła, że płuco nie jest jeszcze takie jak trzeba, zadzwoniła najpierw na oddział wewnętrzny szpitala, potem na pogotowie, potem na oddział ginekologiczny. No i wyszło, że na w razie czego wyślą mnie do WOJEWÓDZKIEGO SZPITALA SPECJALISTYCZNEGO.
Nie miałam wyjścia, bo panikują nade mną jak bym umierała. Doktor chciała, żebym karetką jechała, bo tam mają tlen... MASAKRA!
Na ostrym dyżurze z patologii ciąży przerzucili mnie na internę. I tam się zaczęło.
Po pierwsze w szoku. Lekarze i personel bardzo mili! Cierpliwie wysłuchiwali mojej historii.
Tradycyjnie EKG i osłuchanie płuca. Jest różnica, więc zapowiedzieli mi, żebym się zastanawiała, czy chcę zostać w tym szpitalu czy mają mnie kierować na oddział w moim mieście :(
Ale w sumie wszystko miało zależeć od badań.
Ok 22ej w końcu miałam bardzo znaczące USG płuca.
Nawet nie wiecie jak się ucieszyłam jak badanie wykazało, że w płucu i opłucnej nie ma płynu :)
Przy okazji badania pęcherza moczowego poprosiłam lekarza radiologa o zjechanie na fasolkę.
Ależ urosła :)
Potem czekałam na gazometrię i morfologię i CRP..
Wszystko wyszło w miarę prawidłowe :) :) :)
Tak czy inaczej chcieli mnie jeszcze zostawić na obserwację, więc znów musiałam podpisać, że nie wyrażam zgody na hospitalizację.
Dostałam antybiotyk i ok północy byliśmy w domu.
Czuję się coraz lepiej, ale we wtorek do kontroli. Mam nadzieję, że już tylko z górki...
Dodaj komentarz