anemia potworna
Jak się wygadałam na blogu to mi troszkę ulżyło... Ktosiu nie jest zły, ale niektóre kwestie z nim związane do szału mnie doprowadzają... a przede wszystkim kłapanie japą bez użycia mózgu no i ta jego rodzinka... aż mnie trzęsie jak o nich pomyślę...
Byłam przed godziną u mojego gina... Dzisiaj miał super humor więc się pośmialiśmy. Kilka razy sprawdzał mi który tydzień ciąży mam. Za każdym razem wychodził mu 36ty. Ja do niego, że nie możliwe, a on, że mamy dziś 28 grudnia :) W końcu mówię do niego, żebyśmy zaczęli od samego początku, bo tak to jeszcze uwierzę że mam zaraz rodzić ;) Okazało się, że pomylił termin OM z terminem porodu. Śmiechu pełno, miła rozmowa, Kubuś uciekał i nie mogliśmy serduszka usłyszeć, ale w końcu się udało... Jak doszliśmy do badań to uśmiech się gdzieś rozpłynął... Mimo żelastwa mam jeszcze gorsze wyniki morfologii. Jest tak źle, że powinnam leżeć w szpitalu... No ale gin kazał brać podwójną dawkę leku, do tego duuuużo kwasu foliowego bo pomaga w przyswajaniu żelaza, i za dwa tyg się zjawić... Jak się nie podciągnę to szpital :(
Planowaliśmy jeszcze kiedyś startować z trzecim... na dziewczynkę, ale jak ja TAK znoszę ciążę to chyba sobie po prostu odpuścimy :)
A Filip jest najcudowniejszym dzieckiem na świecie... Taka mądralinka, że każdy go chwali... Wróciłam od lekarza... kupiłam mu zestaw plastyczny... kredki, farby, mazaki, itp... Tak mi za to dziękował, że babcia się wzruszyła i łeżka jej poleciała...
Wieczorem ma wpaść Sister z Martinem... Jutro wraca do Wrocławia... Zastanawiam się co im do jedzonka przygotować... Może jakąś zapiekankę...
Dodaj komentarz